Hej :)
Straaaszniee tęsknię za blogiem i za wami! Nie wytrzymałam i
postanowiłam coś tu napisać :D Miejmy nadzieję, że nie wyszłam z wprawy i nie
zapomniałam, jak to się robiło :) A kiedy wrócę tak na stałe? Tego to nie wiem... :( ale mam nadzieję, że polubiliście Asię :D
-Nie, nie będę chodzić na jakieś głupie spotkania! –
zaczęłam krzyczeć na mamę, co nie było zbyt ładne z mojej strony… ale szczerze
powiedziawszy miałam to gdzieś. Ostatnio mało co mnie obchodziło…
Może zacznijmy od początku…
Od jakiegoś czasu wszystko zaczęło mi się walić i być bez
sensu. Straciłam wszystkich przyjaciół ( o ile w ogóle zasługują oni na miano
moich przyjaciół ) oraz chłopaka, którego kochała nade wszystko, byłam wstanie
dla niego poświęcić wiele rzeczy, ale czy on potrafiłby zrezygnować dla mnie z
czegokolwiek? A dlaczego straciłam to wszystko? Bo jedna dziewczyna w szkole
postanowiła, że się na mnie uweźmie.
Jeszcze miesiąc temu byłam jedną z najpopularniejszych
dziewczyn w szkole, taki ‘fejm’, ale
dobrze mi z tym było. Miałam chłopaka z drużyny koszykarskiej, właściwie to jej
kapitana. Był nim Christopher Lee. Ja z moją najlepszą przyjaciółką, Emmą i
innymi dziewczynami, byłyśmy cheerleaderkami i kibicowałyśmy chłopakom podczas
pewnego meczu.
Okey, wszystko było idealne i tego nie da się zaprzeczyć,
ale właśnie miesiąc temu, a dokładnie w piątek 13 ( od tego dnia zaczęłam
wierzyć w przesądy! ) do naszej szkoły przyszła nowa uczennica, niejaka Lena
Smith. Na początku imię tej dziewczyny nie mówiło mi za dużo, ale gdy weszła do
klasy od razu dostrzegłam, że musi być z niej niezłe ziółko. Po lekcji, chyba
fizyce, wszyscy zbiegli się do niej, by się z nią zapoznać.
-Emma, daruj sobie. Przecież ona jest nikim… A wszyscy się
tak nią zachwycają… - jęknęłam, zatrzymując przyjaciółkę, która właśnie chciała
dołączyć do wianuszka uczniów naszej szkoły, którzy chcieli poznać naszą nową
koleżankę.
-Zazdrosna jesteś? Wydaje się być fajna… i miła.- aha! Miła!
Akurat… Nie było sensu jej zatrzymywać, więc puściłam ją. Niech sobie idzie do
tej Leny…
Wracając do tematu Leny. Była wysoka, szczupła, miała bardzo
długie nogi. Miała długie, kręcone, brązowe włosy i oliwkową karnację. Ubrana
była w krótki, ciemne spodenki oraz czerwoną koszulę w kratę. Na burzy włosów
miała założoną czapkę ( przypominam, iż w szkole, tym bardziej na lekcji nie
chodzi się w czapce, ale nikt nawet nie zwrócił jej uwagi, co jeszcze bardziej
mnie denerwowało…).
Nagle poczułam, gdy ktoś mnie obejmuje. Odwróciłam się, był
to Chris.
-Cześć kochanie.- złożył na moich ustach delikatny, namiętny
pocałunek. Kochałam takie powitania.
-Patrz na tą nową… Uważa się za jakąś księżniczkę, prędzej
czy później wszyscy zobaczą, jaka jest naprawdę. – spojrzałam na nią i
zauważyłam, jak posyła mi zabójcze spojrzenie, czułam, że nie będę miała teraz
z nią łatwo. Od razu wyczułam, że musi być zazdrosna o Chrisa… A trzeba było przyznać,
że miała być o co zazdrosna.
Chris był, jak już wcześniej wspominałam, kapitanem naszej
szkolnej drużyny koszykarskiej, a za razem najlepszej drużyny młodzieżowej w
okolicy! Był wysokim, bardzo dobrze zbudowanym, wysokim brunetem o zabójczo
pięknych, brązowych oczach. Był najprzystojniejszy, no i był mój! Ale ten
ostatni fakt chyba nie dotarł do nowej.
-Może nie jest taka zła?- widziałam, jak patrzył na te jej
długie, zgrabne nogi… Ale w sumie Chris jest jak każdy facet, więc postanowiłam
przymrużyć na to oko, byłam pewna, że jest on mi wierny i kocha mnie za to jaka
jestem, a nie za to, jak wyglądam lub jak bardzo popularna jestem. – Patrz,
chyba nawet Emma chyba się z nią
dogadała.
Znów spojrzałam w kierunku naszej nowej koleżanki, która w
najlepsze plotkowała z moją przyjaciółką! Tego było za dużo!
-Obiecaj, że ty nie zaczniesz się z nią za dobrze
dogadywać…- przejechałam palcem po jego klacie, po czym znów spojrzałam na
Lenę, widziałam tą zazdrość, więc pocałowałam jeszcze Chrisa. Wtedy ta zazdrość
to musiała ją chyba pożerać od środka!
Zadzwonił dzwonek, więc poszłam w kierunku sali, w której
miałam wtedy lekcje. Gdy wchodziłam do klasy potknęłam się o czyjąś nogę, była
to noga Leny… Przypadek? No nie sądzę... Posłałam jej piorunujące spojrzenie,
na co dziewczyna tylko się słodko uśmiechnęła… Chce wojny? To będzie ją miała…
Nie wiedziałam tylko, że ją przegram.
Po lekcjach była próba cheerleaderek, musiałyśmy poćwiczyć
jeszcze pewne elementy mojej choreografii przed zbliżającym się wielkimi krokami
meczem. Weszłam na salę, a tam Lena, pokazująca jakieś dziwne wygibasy moim
cheerleaderkom, a nauczycielka wf, która się nami ‘opiekuje’ kiwa głową pełna
zachwytu.
-Co to ma być!? – zapytałam zdenerwowana, ale na tyle
delikatnie, jak tylko potrafiłam w danym momencie.
-Lena ma wspaniały pomysł na wasz występ, tym razem to ona
wymyśli całą choreografię, dołącz do dziewczyn i ucz się układu.
-Przecież to ja tutaj jestem od choreografii i to ja ćwiczę
dziewczyny!
-No to teraz kapitanem będzie Lena.- tym razem ta baba od wf
przegięła…
-Ile razy słyszałam, że żadna z nas nie jest kapitanem i
wszystkie jesteśmy równe? A teraz co!? Lena jest kapitanem!? Tyle pracy
włożyłam, a nigdy mnie pani nie pochwaliła, nigdy mnie pani nie nazwała
kapitanem! – rzuciłam pomponami i wybiegłam z naszej sali gimnastycznej
trzaskając mocno drzwiami, tak że huk rozległ się chyba po całej szkole.
Potem jakoś odechciało mi się nauki i tego wszystkiego. Nie
uczyłam się, wagarowałam, po prostu olewałam wszystko, a koniec roku szkolnego
zbliżał się nieubłagalnie…
-Ale jak to będę miała tróje z polskiego? – ja… wzorowa
uczennica, która ubóstwiała angielski, miała dostać trzy na koniec roku?
Przecież mama mnie zabije…
-Nie wiem co się z tobą stało w tym roku, dziecko…
-Ja obiecuję, że się poprawię… Może da radę coś zrobić, żeby
jednak była chociaż ta czwórka?
-Możesz zapisać się do naszego szkolnego teatru.
Szkolny teatr… Same kujony się tam zapisywały i robiły z
siebie pośmiewisko tylko po to, aby przylizać się pani z polskiego. Nie będę
wspominać o tym, że żaden z tych kujonów nie nadawał się na aktora, a każde ich
przedstawienie kończyło się niczym innym, jak buczeniem szkolnych ‘fejmów’, a w
tym mnie. A teraz ja miałam dołączyć do tej bandy frajerów? A może ja jestem
jeszcze gorszym frajerem od nich? Rozmowa z moją nauczycielką dopiero dała mi
do myślenia… Nawarzyłam piwa to teraz muszę je wypić..
-Cześć mamo. – rzuciłam plecak pod ścianę i opadłam na
krzesło. Nie wiedziałam co robić… Uznałam, że pogadam o tym z mamą, bo jeżeli
nikomu się nie wygadam, to chyba zaraz wybuchnę!
-Stało się coś?- chwila ciszy ze strony mamy, a ja tylko
przewróciłam oczami.- Szkoła? Czekaj… wiem… Nie mów! … Oceny?? A nie mówiłam!?
-Mówiłaś… Jeżeli chce mieć cztery z angielskiego to muszę
zapisać się do szkolnego teatru…
-Jak to żeby mieć cztery!? Przecież ty zawsze miałaś pięć!
Nie mówiłaś, że jest aż tak źle!
-A pytałaś się o to?- mama spuściła wzrok.
-Ale rozumiem, że się zapiszesz do niego?- z jej strony
miało to być chyba pytanie czysto retoryczne, była pewna, że już podjęłam
decyzję i to pozytywną.
-No chyba właśnie nie…
-Jak to!?- nie wiem, czy mama była bardziej zła czy
zdziwiona?
-Kiedyś się nabijałam z tych kujonów, którzy potykali się na
scenie i zapominali z nerwów tekstu, a teraz też mam się zapisać do nich? Poza
tym, oni mają też spotkania w wakacje!
-Wasz klub też miał spotkania w wakacje…
-Ale to nie to samo…
-To jest lepsze i mądrzejsze… Może ci się jeszcze spodobać.
-Mamo no!- jęknęłam.- Nie, nie będę chodzić na jakieś głupie
spotkania! – zaczęłam krzyczeć na mamę, co nie było zbyt ładne z mojej strony…
ale szczerze powiedziawszy miałam to gdzieś. Ostatnio mało co mnie obchodziło…
-Spróbuj… Jak nie poprawisz tej trójki z angielskiego to nie
jedziemy na wakacje… - powiedziała spokojnie.
-Ale…
-Nie ma żadnych ale! Po dobroci do ciebie nie można dojść,
to może szantażem coś wskóram…
-Okey… No to nie jedziemy na żadne wakacje!!- wykrzyczałam i
pobiegłam do swojego pokoju. Płakałam. Nawet nie próbowałam tego powstrzymywać…
Czułam, że jak się nie wypłaczę to chyba zaraz zrobię komuś lub sobie krzywdę…
A więcej problemów niż aktualnie mam już mi nie potrzeba.
Wstałam, poszłam do łazienki i poprawiłam swój makijaż.
Następnie wzięłam do torby kilka kosmetyków, telefon i wyszłam z domu nie
informując o tym nikogo. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział, gdzie idę.
Weszłam do szkoły i skierowałam się w stronę piwnicy, w
której znajduje się mała scena i gdzie odbywają się wszystkie próby, po czym
usiadłam na jednym z nielicznych miejsc na widowni.
Pani mnie zauważyła, ale tylko się do mnie uśmiechnęła.
Chyba czuła, że to dla mnie trudna decyzja. Popatrzyłam, jak wszyscy się
krzątają, a biedna nauczycielka próbuje jakoś ubrać i umalować te bezguścia… I
wtedy wpadłam na genialny pomysł.
-Ja mogę pomóc wam w przygotowaniach, ale występować nie
będę. Mogę zająć się stylizacją, fryzurami, makijażem. Co pani na to? – mówiłam
jak najęta. Poprosiłam jeszcze o scenariusz i o czas do jutra.- Obiecuję, że na
jutro przygotuje już wszystko i wszystko wam pokaże! Te przedstawienie będzie
lepsze od każdego innego.
-Tylko pamiętaj, że nie stać nas na żadne drogie kostiumy
czy kosmetyki.
-Niech się pani nie martwi, ja wszystko przygotuje! –
czułam, że nauczycielka jest trochę przerażona moim pomysłem, ale tylko
uśmiechnęła się do mnie. Dobrze, że spróbowała mi zaufać, a ja obiecuję, że
tego nie zepsuje!
Potem poszłam na zaplecze, gdzie znajdowały się wszystkie
stroje i dużo luster. Zaczęłam przeglądać ubrania, które wisiały na wieszakach.
-Po co ona tu przyszła?- powiedziała brunetka w czerwonych
spodniach.
-Nie wiem… wywalili ją z
cheerleaderek, to pewnie teraz chce rządzić naszym klubem…- odpowiedział
blondyn, w sumie jedyny chłopak, który przyszedł dziś na próbę.
-A może po prostu się zmieniła? – odpowiedziała brunetka, która
była w kwiecistej sukience.
-Tacy jak ona się nie zmieniają…. – jęknął blondyn, a ta w
czerwonych spodniach go poparła.
-Po pierwsze, nie wywalili mnie z cheerleaderek… - nagle
wszyscy zamilkli. Chyba mnie wcześniej nie zauważyli.- Po drugie nie chce nikim
ani niczym rządzić, a po trzecie…
-No dobra dobra... Co nam zrobisz, że cię obgadujemy? I tak
nic nie zaszkodzi naszej ‘popularności’…
-A co ja mogę wam zrobić!?- za kogo oni mnie uważają!? Za
jakiegoś potwora!?- Jeżeli wam się jutro nie spodoba i jeżeli dalej nie będzie
mnie tu chcieli, to ja tu więcej nie przyjdę. Obiecuję.- przyrzekłam, a jeżeli
ja coś obiecuję, to słowa dotrzymuję. Zawsze! Choćby nie wiem co!
Wieczorem zaczęłam czytać spektakl. Był to musical, nie
mieli jeszcze głównej postaci męskiej, damską grała Ewelina, ta brunetka w
czerwonych spodniach. Dokładniej było to o lasce, która była ‘nikim’ w szkole,
nikt jej ‘nie znał’ i nie zwracał na nią uwagi. Raz wpadła na
najpopularniejszego chłopaka w szkole i zakochują się w sobie. Oczywiście
wszystko się układa między nimi, a brzydkie kaczątko zmienia się w pięknego
łabędzia. Wszystko to takie romantyczne, ale znając życie kujony wszystko
zepsują, chyba że ja, bohater wszechświatów, uratuje cały ten spektakl i
załatwi jakiegoś super aktora, który zagra główną rolę męską!
Po lekcjach szybko pobiegłam do domu, wzięłam największą
torbę jaką posiadam i włożyłam w nią wszystkie ubrania, w których już sama nie
chodzę, a do musicalu by się nadały. Nagle z szafy wypadł mój strój
cheerleaderki. Nie chcą mnie tam? Ok, nie będę płakać. Mam teraz swoich kujonów…
którzy i też mnie nie lubią… Potem poszłam do łazienki i wzięłam swoje wszystkie
kosmetyki. Ok. Teraz mogę iść.
-Czeeeeść!- krzyknęłam pewna entuzjazmu do bandy aktorów-amatorów,
którzy nie podzielali mojego optymizmu.- Wniosłabym tu pewne zmiany.- pokazałam
na scenariusz.
-No i się zaczyna…- mruknął blondyn. Było mi głupio nie znać
ich imion, więc postanowiłam się im przedstawić i poznać ich nieco bliżej.
-Hej, jestem (T.I.). Interesuję się modą, lubię słuchać
muzyki. Wieczorami kocham chodzić na długie, samotne spacery. Chciałabym, żeby
ten musical wyszedł genialnie i żeby was ci idioci nie ośmieszali, bo oni gówno
wiedzą…- ugryzłam się za język, przypominając sobie, że moja nauczycielka stoi
obok. Pokręciła tylko głową, ale nic nie powiedziała. Chyba nie wiedziała, co
zamierzam osiągnąć swoją gadką.- A ty!?- krzyknęłam najgłośniej jak umiałam w
stronę blondyna.
-O co ci chodzi?- zrobił dziwną minę. Muszę go wziąć do
okulisty, żeby kupił sobie soczewki albo inne okulary…
-Jestem Mary. Chciałabym zostać w przyszłości pisarką, lubię
pisać opowiadania i przychodzić na nasze spotkania do naszego ‘teatru’. –
odezwała się brunetka, ta która wczoraj była w kwiaciastej sukience. Dziś była
ubrana w za duży sweterek, koszulkę i leginsy. Muszę przyznać, że pasowało to
do niej i do jej włosów splecionych w warkocza na bok.- A ty?- spojrzała na
Ewelinę.
-Przecież mnie znasz… To ona nas nie zna, bo nie zwraca na
nas uwagi…- Ewelina… nasza druga, bardziej wygadana brunetka. Ona z blondynem chyba
mają się ku sobie… ja tu wszystko naprawię, nawet ich ze sobą zeswatam! Ale z
nią może być problem… ma charakterek dziewczyna.
-Okey… Jestem Adam.- odezwał się blondynek poprawiając
okulary na swoim nosie.- Lubię fizykę.- ohh jakiś ty oryginalny! –Chcę zostać
fizykiem…. I tyle.
A Ewelina nadal milczała. Trudno, nie jestem tu jako
psycholog, a jako stylista, więc ma dziewczyna problem….
-Ja… Ok. Może was przekonam…- postanowiłam powiedzieć całą
prawdę, wtedy może mnie nawet Ewelina zrozumie, nie chce żeby mnie polubili, tylko
po tyle, żeby mnie zrozumieli i pozwolili mi ze sobą pracować…- Byłam
popularna, każdy w szkole mnie znał. Miałam chłopaka, którego uważałam za
ideała. Miałam przyjaciółki, które uważałam za najlepsze i niezastąpione. Miałam
dziewczyny z drużyny cheerleaderek, na które myślałam, że mogę polecać.
-Teraz będzie się chwalić…- mruknęła Ewelina do Mary, ale ta
pokazała jej, żeby zamilkła, ale ja nie przerywałam.
-Miałam wszystko, miałam wspaniałe życie, ale tylko tak
myślałam, łudziłam się tym… Ale wszystko straciłam… Ale teraz traktuje to tylko
jako taką przeszkodę. Popatrzcie… Jedna dziewczyna, nie będę po nazwiskach
rzucać, ale pewnie wiecie o kogo chodzi… Jedna Emma umiała mi wszystko to, na
czym mi najbardziej zależało odebrać w ciągu dwóch dni… Ale może tak miało być?
Może to taki kopniak, żebym przejrzała na oczy? Możecie mnie uważać za pustą
lalunię… nie zaprzeczam, że tak kiedyś nie było… Ale zmieniłam się. Gdy
przyszłam tu, dostałam scenariusz, przeczytałam ją i wczułam się w te wredne
dziewczyny, które chciały zniszczyć biedną Alice… To jak potoczyła się historia
Alice, nie musi być tylko i wyłącznie bajką, historią, która nigdy się nie
spełni! A ja… kto wie? Może nawrócę się jak główny bohater?
Wszyscy, oprócz Eweliny ma się rozumieć, zaczęli klaskać, a
ja się aż wzruszyłam!
-Słuchajcie… Zrobimy konkurs… Moi rodzice… od razu mówię, że
nie chce się chwalić!... Moi rodzice mogliby załatwić…. Mojej mamy koleżanka
jest aktorką, mogłaby załatwić jakieś zajęcia aktorskie i może znaleźć jakiegoś
aktora do głównej roli? Gdyby był tu ktoś sławny, moglibyśmy zrobić bilety po
kilka funtów i mielibyście kasę na choreografię! – ale ja jestem genialna! – To
co wy na to?- wyciągnęłam rękę i wszyscy, nawet Ewelina!, przybili mi piątkę.
Postanowiłam pokazać im moje pomysły na ich stylizację:
Adam, który miał grać przyjaciela popularnego bohatera,
wzięłam w obroty jako pierwszego. Miałam na niego pomysł!
Usiadł na krzesło. Wyjęłam z torby korektor i trochę
ogarnęłam jego twarz. Dałam mu też kilka uwag, jak powinien o siebie dbać.
Postawiłam mu grzywkę na żel, który zachyliłam tacie < przepraszam tato!
>. Potem podeszłam do wieszaków z ubraniami, widziałam tam fajne rurki i
kilka fajnych koszulek oraz jakąś marynarkę od starego garnituru. Garnitur cały
wyglądał okropnie, ale marynarka była naprawdę stylowa!
-Załóż to.- wzięłam brązowe rurki.- oraz to.- rzuciłam mu
wcześniej wspomnianą marynarkę oraz białą koszulkę z motywem wilka. Założył to,
mimo że wcześniej strasznie marudził.
-No… nie jest tak źle…
-Teraz z szarego Adama stałeś się przystojnym Adamem…
Naprawdę! – zdjęłam mu okulary.- No… teraz to bym była w stanie się nawet
zakochać!
Mary, ona miała swój
styl… Pokazałam jej tylko jak powinna się malować. Następna była Ewelina, z
którą nie wiedziałam co zrobić.
-Ty… Ty dostaniesz moją ulubioną, chabrową sukienkę, ale
jutro ci ją przyniosę. I moje szpilki… Będzie pięknie! – ją też umalowałam i
dałam jej na zastępstwo inne szpilki i inną sukienkę, czarną z falbankami.
Potem wróciłam do domu zadowolona z siebie. Moja mama miała
u siebie gościa, panią Adą, która była aktorką.
-Dzień dobry!
-A co ty taka radosna?- zapytała mama.
-Mam do pani sprawę, pani Adą…- zaświergotałam, po czym
opowiedziałam o wszystkim.
-Genialne! Trzeba wspierać młodych ludzi! Tyle talentów się
marnuje! Ewka! Weź któregoś piosenkarza z tej swojej wytwórni!- zwróciła się do
mojej mamy… Ża ja na to wcześniej nie wpadłam!
Moja mama pracuje w wytwórni, do której należy dużo
piosenkarzy, od tych sławnych – do tych mniej sławnych. To trzeba jakoś również
wykorzystać! Mimo, że mama była tam tylko księgowo, to mogłaby zagadać ze swoim
szefem… A jak nie ona, to ja! Znałam go. Pracowałam u niego w wakacje, bo
chciałam zarobić na kurs francuskiego, na który mama nie chciała mi dać kasy.
Pamiętam, że poznałam wtedy pewnego piosenkarza, jakiegoś Conora… tak, Conora
Maynarda. W sumie to nie słucham takiej muzyki, jaką on tworzy, ale był
naprawdę fajny. Gadałam z nim pięć minut ostatniego dnia mojej ‘pracy’. Potem
pytał się kilka razy mojej mamy o mnie, ale ja nigdy nie miałam czasu… no i
miałam Chrisa! Conor by się na pewno zgodził!