A w tle możecie posłuchać sobie tego :) Myślę, że będzie pasować <3
Ona. Młoda dziewczyna. Szczęśliwa studentka na wymarzonym kierunku. Na imię jej Thalia. Nie ma chłopaka, ale i nie szuka go aktualnie. Ma jeszcze na to czas… Ma natomiast wielu przyjaciół.
On. Robi to co kocha. Śpiewa. Spełnia się jako piosenkarz.
Nagrywa kolejny album. Ma kochającą dziewczynę. Wielu przyjaciół. Na imię mu Conor.
Thalia dostała bilet na koncert swojego idola, Conora
Maynarda. Chłopak był bardzo w jej guście. Jego muzyka, styl, a nawet sposób w
jaki się poruszał. Nie mogła uwierzyć, że to właśnie dziś miła iść na jego
występ.
Wszedł na scenę. Zaśpiewał jedną ze swoich piosenek. Drugą.
Kilka następnych. Był zmęczony tym, że niemalże każdy koncert wygląda
identycznie. Popadł w rutynę. Postanowił improwizować.
-Mogę poprosić dziewczynę w czarnych okularach,
pomarańczowym sweterku i jasnych jeansach na scenę? – wszyscy popatrzyli najpierw
na niego, a później ich wzrok powędrował na ową dziewczynę. Nie była nią bynajmniej
luba artysty. Więc kim była? Dla niego pewnie nikim. Jedną z tłumu. Jej jaskrawe
ubranie wyróżniało się na tle czarno-białego tłumu.
Wszyscy się na nią gapili. Tak, to musiało chodzić o nią.
Rozejrzała się dookoła. Nigdzie nie widziała podobnie ubranej osoby. Po chwili
zawołał ją jeden z ochroniarzy. Był naprawdę wielki i dobrze zbudowany. W
innych okolicznościach pewnie by się go przestraszyła.
Weszła na scenę. Conor kazał przywitać ją brawami. Tak też
się stało. Dało się usłyszeć piski i owacje.
-Jak masz na imię? -
zapytał.
-Jestem… jestem Thalia.- wydukała. Zawsze była nieśmiała. Tu
musiała mówić do mikrofonu. Było tak dużo ludzi… Najchętniej uciekłaby stąd
lub spaliłaby się ze wstydu!
-Ona ma dziś urodziny! – krzyknął ktoś z tłumu. Tak, to był
Thomas. Jej najlepszy przyjaciel.
-Happy B-day to you… - piosenkarz złapał ją za rękę,
spojrzał prosto w jej duże, szare oczy i zaczął śpiewać, a cała reszta za nim.
Po chwili dołączył do niego gitarzysta. Nigdy o czymś takim nawet nie marzyła…
Nie mógł od niej oderwać wzroku. Może i wyglądała jak kujon,
ale miała w sobie… właśnie… co ona w sobie miała? Tego nie wiedział. I przecież
miał dziewczynę!
Piosenka się skończyła zbyt szybko. Ona płakała ze
szczęścia. On również się wzruszył. Zaśpiewał dla niej jeszcze jedną piosenkę.
*Kilka lat później*
Thalia związała się z Thomasem. Rozumieli się bez słowa.
Czemu mieliby czekać? I na co? Wyszło to dość naturalnie i nie wiadomo kiedy
byli już parą.
-Może poszlibyśmy gdzieś na kawę? – spytał Thomas.
A co jeśli ona go naprawdę nie kochała? Albo nie tak, jak on
by tego oczekiwał? Jeśli próbowała zastąpić nim jakąś pustkę? Jakąś
nieuzupełnioną dziurę w jej sercu? Thomas nawet się nie domyślał, że sam do
tego doprowadził. To on zabrał ją na ten pamiętny koncert.
A co z Conorem?
Jakoś o nim ucichło. Thalia nie wiedziała co się z nim
dokładnie działo. Ona znalazła pracę. Jest lekarzem. Pediatrą. Pracuje z
dziećmi. Wydoroślała. Ale Thomas… on dalej zachowuje się jak duży dzieciak.
Przed snem przytulona do swojego chłopaka często zadawała sobie te pytanie:
A co z Conorem?
Jego sława przeminęła, tak jak wszystko w życiu przemija. Nie
miał wyższego wykształcenia. Zrobił więc jakiś kurs i uczy dzieciaki śpiewać.
Lubił to co robił. Jednak nie zarabiał już tyle co wcześniej. To chyba z tego
powodu jego partnerka odeszła od niego. Myślał, że to ta jedyna. Że będzie z
nią na zawsze, dopóki śmierć ich nie rozłączy. Że łączy ich prawdziwa miłość.
A łączyły ich wyłącznie pieniądze…
-Wszystko okay?- zapytał ją Thomas. Siedziała zamyślona. Może
nie ma co się dłużej oszukiwać? Okłamywała samą siebie, jak i jego. Z każdym dniem raniła
go jeszcze bardziej… A przecież się przyjaźnili! Wiedziała, że teraz już nic z
tego nie będzie.
-Nie… Nie mogę być… Nie możemy być razem.- westchnęła ze
łzami w oczach, mając przed nimi ten moment, gdy stała wtedy na scenie.
Wiedziała, że robi to co trzeba… Że nie rani go bardziej niż zraniłaby
okłamując go…
-J-jak to? – z ręki wypadła mu filiżanka z kawą. Biała
porcelana rozbiła się na malutkie kawałki. Pewnie tak wyglądało teraz jego
serce… Rozpłakała się ponownie.
-To nie ma sensu… Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi… Nic więcej…
Może teraz tego nie rozumiesz, ale…
Chłopak wstał i omijając roztrzaskane naczynie wybiegł z
budynku. Dziewczyna oparła się rękoma o stół i schowała w nich twarz. Kelnerka
przyszła i zaczęła sprzątać ten cały bałagan.
-Mogę prosić o rachunek? – spytałam.
Conor maszerował przed siebie kopiąc kamień. Szedł na swoje
zajęcia. Myślał nad swoim życiem. Czy to ma w ogóle sens? Wszystko przemija.
Sława przemija. Pieniądze przemijają. Życie przemija. A on tkwi tu i marnuje
czas, który jest tak wiele wart. A może to co robi nie jest bez sensu? Przecież
przekazuje całą swoją wiedzę innym. Być może przyszłym gwiazdom. Ale ich „5
minut” też wiecznie trwać nie będzie… Ale może oni też to dalej przekażą i
powiedzą, że choć małą cząstkę tego co osiągnęli zawdzięczają niejakiemu
Conorowi Maynardowi? Ciekawe czy ktoś jeszcze go w ogóle pamięta oprócz jego
uczniów i rodziny. Przecież nawet przyjaciele go opuścili…
Kamień zboczył nieco z planowej trasy. Zszedł bardziej na
bok, by kopnąć go po raz kolejny. Poczuł przyjemny zapach świeżo mielonej kawy…
Wyszła z kawiarni. Spojrzała w niebo, próbując się uspokoić.
Szła przed siebie, próbując okiełzać swoje myśli. Nakierować je jakoś na
właściwy tor. Musi się przygotować do na jutro do pracy…
Wpadła na kogoś.
-Przepraszam.- jęknęła, nie patrząc na mężczyznę, na którego
wpadła.
-Czekaj.- złapał ją za nadgarstek. Wtedy ich wzrok się
złączył. Poznał te oczy. To dziewczyna z koncertu. Nie wiedział, czemu je
zapamiętał. Przecież poznał wiele swoich fanek! Czy były wyjątkowe? Nie
potrafił tego wyjaśnić.
Zarumieniła się. Nie była pewna, czy to właśnie on. To
nieprawdopodobne, by wpadła akurat na swojego byłego idola, o którym myślała
niemal codziennie. Przecież życie nie jest bajką! Życie jest okrutne i nie ma
sumienia… W końcu udowodniło jej to już nie raz…
-Conor? – jęknęła niepewnie.
-Dokładnie. – odpowiedział uśmiechając się do niej ciepło.
Nie mógł oderwać od niej wzroku, tak samo jak wtedy.
Teraz byli już dorośli. Życie pokazało im, gdzie jest ich
miejsce na tym świecie. Ale czy muszą iść przez nie samotnie? Może razem będzie
łatwiej. To nie mógł być wypadek, że wtedy ona przyszła na jego koncert, że on
poprosił właśnie ją o wejście na scenę, że akurat teraz na niego wpadła.
Dopiero po chwili zobaczył, że ona płacze. Właściwie to
płakała. Miała rozmazany makijaż, ale i tak wyglądała prześlicznie. Zmieniła
się. Rysy jej twarzy były bardziej subtelne. Zmieniła kolor włosów z blond na
kasztanowe. Zmieniła również okulary. Teraz były czerwone. Ubrana była w
koszulę i spódniczkę. Czerwone balerinki doskonale uzupełniały jej dzisiejszy
ubiór.
On natomiast nie zmienił zbytnio swojego stylu.
-Może kawa? – spytał.
-Mam dość kawy na dziś.- westchnęła.
-Coś się stało?
Usiedli na pobliskiej ławce. Opowiedziała mu o tym, jak
musiała zerwać ze swoim chłopakiem. Jednak nie powiedziała mu, że w pewnym
sensie on był przyczyną takiej, a nie innej, decyzji. On opowiedział jej
również o tym, jak dziewczyna go zostawiła, bo miał za mało pieniędzy…
Dwójka nieszczęśników, błądząca po tym wielkim świecie,
odnalazła się w końcu. Może byli sobie pisani?
-Tak w ogóle to Thalia jestem. – uśmiechnęła się. Podała mu
rękę, ale on jej nie uścisnął. Podniósł ją delikatnie i musnął wargami. Znów
się zarumieniła.
-Idę na zajęcia… Może chciałabyś pójść ze mną? – spytał.
Zgodziła się.
Okazało się, że kilka jego uczniów należało do przychodni, w
której leczyła. Kolejna rzecz, która ich łączyła.
Od tego dnia spotykali się już codziennie. Im bardziej się
poznawali, tym trudniej było wyobrazić sobie życie bez tej drugiej osoby.
W końcu postanowili zaryzykować. Związali się. I uwierzcie
mi, dobrze zrobili.
Są razem już kilka lat. Wzięli ślub. Mają trójkę małych
szkrabów. Kupili mały domek na
przedmieściu.
Ich życie w końcu się poukładało.
W końcu byli szczęśliwi.