niedziela, 6 października 2013

Coś ode mnie, czyli 69 tysięcy wejść :D

Więc... Zostawiłam mojego ulubionego imagina +18(niezwiązanego z aktualnym miksem) na tą specjalną okazję :D 
Ogólnie to opowiadanie pisałam już dosyć dawno (z pół roku temu), więc mam nadzieję, że wybaczycie mi ewentualne wpadki, o i jakby co:
"Poniższe treści zawierają wulgaryzmy i sceny nieprzeznaczone dla nieletnich."

________________________________

Jest rok 2018.
Conor osiągnął sławę i popularność trzy razy większą niż Justin Bieber sześć lat temu. Zaczął robić wszystko, co mu się żywnie podobało. Armia fanek podążała za nim wszędzie i robiła, co tylko zechciał. Gdyby porównać ten zbiór dziewczyn z całego świata do wojska amerykańskiego, specjalne służby na pewno poniosłyby sromotną klęskę.
Jacykolwiek hejterzy zostali już dawno odnalezieni i zabici. 
Gdyby Conor wspomniał chociaż jedno słowo o władzy nad całym światem, jego fanki-sługusy zrobiłyby wszystko, żeby ją miał. Zresztą... I tak już ma. 
Wszystko wyglądało tak, jakby chłopak stworzył nową religię. Nie było już pytania "Wyznajesz chrześcijaństwo, buddyzm, judaizm, hinduizm, islam, a może jesteś ateistą lub agnostykiem?, zastąpiło je pytanie "Jesteś fanką/fanem Conora Maynarda? 
Jeżeli odpowiedź brzmiała "tak", nie było żadnych kłopotów.
Natomiast jeżeli odpowiedziałaś inaczej, w ciągu następnych pięciu sekund czekała cię śmierć.
Masakra, prawda?
A co z Conorem? 
Zmienił się diametralnie. Nie potrafił już tak się wygłupiać, brał wszelkie używki, a kiedy trafiał do szpitala na płukanie żołądka, na twitterze w trendach na pierwszym miejscu zawsze była akcja "PrayForConor".
Oprócz tego zmieniał sobie partnerki jak rękawiczki. Codziennie sypiał z inną dziewczyną, która najwyraźniej o tym marzyła. 
Inne gwiazdy próbując chociaż trochę zaistnieć, nagrywały duety z "Bogiem XXI wieku", ale i tak wszystkie nagrody muzyczne otrzymywał Conor.
20 kwietnia zadzwonił do ciebie prezydent USA. Kiedy usłyszałaś głos tak ważnej osobistości (nie wyznawałaś "Conora Maynarda"), mało co nie spadłaś ze swojego fotela.
- T...tak. To ja - odpowiedziałaś, kiedy zapytał cię, czy dodzwonił się właśnie do ciebie.
- [T.I] [T.N] potrzebujemy pani pomocy - zaczął. - Obawiamy się, że Sama Pani Wie Kto przejmie władzę.
Poczułaś się nagle jakbyś przeniosła się do powieści J.K. Rowling. Tam też nie można było wymawiać pewnego imienia. Ale tam robili to ze strachu przed osobą noszącą to imię, a tutaj... zresztą pewnie trochę też. Ale głównym celem nie wymawiania tego jednego nazwiska było zabezpieczenie przed podsłuchiwaniem rozmów telefonicznych.
- No... Dobrze. Ale jak mam pomóc?
- Zna go pani od dawna i o ile wiem, nie została pani wciągnięta w wir jego sławy, prawda?
Tak, znałaś Conora od dziecka. Bawiliście się wspólnie w piaskownicy, jeździliście na rowerach... Ale wszystko się skończyło, kiedy wyjechał do Londynu, żeby zacząć karierę.
- No... Tak - padła z twoich ust kolejna niepewna odpowiedź.
- Chcielibyśmy przywrócić świat do normy, nie wzbudzając buntu i zamieszek - oświadczył. - Jeżeli pani się nie zgodzi, prawdopodobnie sytuacja jeszcze bardziej się pogorszy.
- Co mam zrobić? - w tej chwili poczułaś się jak żołnierz.
- Musi pani przywrócić jego stary charakter. 
- Ale jak? - burknęłaś zupełnie nie wiedząc, jak to zrobić i czy w ogóle to będzie możliwe.
- Zostanie pani wysłana jako jego "jednodniowa dziewczyna". Ma pani w tym czasie zmienić go w normalnego chłopaka niestwarzającego zagrożenia dla całego świata.
- Dobrze -  oznajmiłaś nawet nie zastanawiając się nad sytuacją, w którą cię wciągał. 
W końcu prezydentowi się nie odmawia, prawda?
Akcja miała rozpocząć się następnego dnia, więc nie miałaś za dużo czasu. Zastanawiałaś się, jak to będzie wyglądać, a co najważniejsze czy się w ogóle uda. Nie miałaś zupełnie pojęcia, co zrobić, żeby przywrócić jego stary charakter.
Dwie godziny później dostałaś dokładny opis od prezydenta jak zostać "jednorazową dziewczyną".
Spojrzałaś na dziesięciostronicowy dokument i westchnęłaś. Te porady były bez sensu. Conor, jakiego pamiętałaś nigdy nie spojrzałby na taką dziewczynę.
Ale może się zmienił... - pomyślałaś po cichu. 
Następnego dnia postępowałaś jednak według planu. Ubrałaś się w najbardziej wydekoltowaną sukienkę na świecie, która odsłaniała także całe uda, nałożyłaś grubą warstwę makijażu i wybrałaś najwyższe czerwone szpilki, jakie miałaś w szafie.
W takim stroju pojechałaś do jednego z najdroższych klubów w Londynie, w którym miał być Conor.
Ochroniaż stojący przy wejściu bez problemów wpuścił cię do środka i chwilę później znalazłaś się w wielkiej sali, w której było mnóstwo ludzi.
Chyba wszyscy wiedzieli, gdzie Conor imprezuje...
Nie miałaś czasu więcej się zastanawiać. Musiałaś znaleźć...
Nagle ktoś ścisnął twój pośladek. Wzięłaś już rozmach, żeby uderzyć nieznajomego, ale kiedy odwróciłaś się, żeby zobaczyć z kim masz do czynienia. 
Tuż przed tobą stał Conor Maynard.
Mimo tego, że nie uznawałaś go za boga, wstrzymałaś na chwilę oddech, bo jednak działanie fanek działało na każdego.
- Hej, piękna - wymruczał do twojego ucha i od razu poczułaś silną woń alkoholu. - Spędzimy tę noc tutaj czy w miejscu, gdzie wszystko jest dozwolone?
- Sam zdecyduj - odpowiedziałaś zmysłowym szeptem kierując się do wyjścia. Wciąż miałaś ochotę go uderzyć za to, co zrobił, ale w instrukcji od prezydenta było napisane wyraźnie: Być uległą. pozwalać mu na wszystko.
Tuż po wyjściu z klubu owionął cię zimny, wiosenny powiew wiatru. Przeszły cię dreszcze, a on to zauważył.
- Zimno ci, skarbie? - zapytał przygryzając twój płatek ucha. - Zaraz cię rozgrzeję...
Sekundę później przyparł cię brutalnie do muru i zaczął łapczywie całować twój obojczyk kończąc na ustach. Wasze ciała dzieliła jedynie przestrzeń stworzona przez ubrania i Conor chciał ją na siłę usunąć.
- Nie tutaj - szepnęłaś, kiedy rozpinał zamek twojej sukienki.
- Jedziemy do mnie - zadecydował po krótkim namyśle.
Zaprowadził cię do swojego auta (oczywiście było najlepsze na całym parkingu) i włączył silnik.
Nagle przypomniałaś sobie, że chłopak jest pijany i siadanie za kółkiem to nie jest najlepszy pomysł.
- Conor, oddaj mi kluczyki - powiedziałaś mimowolnie.
- Dlaczego? Nie ufasz mi? - uśmiechnął się pewnie.
- Nie można jeździć po pijaku... Spowodujesz wypadek... Będą kłopoty... - wymruczałaś pod nosem, bo zauważyłaś, że raczej nie da ci jego kluczyków.
- Ja nigdy nie mam kłopotów - odrzekł jakby mówił coś zwyczajnego i ruszył szybko samochodem z parkingu. 
Jechał tak jak przewidywałaś. Skręcał gwałtownie, przejeżdżał na czerwonym świetle... W pięć minut złamał conajmniej dwadzieścia przepisów jak nie więcej.
Zaczęłaś specjalnie poprawiać sukienkę odkrywając jeszcze bardziej dekolt, a Conor zdawał się tego nie zauważać. Postanowiłaś go trochę porozpraszać (chociaż to nie było zbyt dobrym pomysłem podczas jazdy). Położyłaś swoją dłoń na jego udzie i zaczęłaś je lekko muskać, co wywołało oczekiwany efekt.
Chłopak zacisnął zęby i w jego spodniach pojawiła się mała erekcja.
- Przestań - powiedział siląc się na spokój. - Ja wciąż jestem człowiekiem, jeśli chciałaś to sprawdzić, [T.I].
- Skąd znasz moje imię? 
- Takich ludzi jak ty po prostu się nie zapomina - oświadczył, a na jego twarzy pojawił się nonszalancki uśmieszek i pierwszy raz zrozumiałaś, o co mu chodziło.

*14 lat temu*
- Hej, [T.I.]!!! - wykrzyknął Conor, kiedy wróciłaś z wakacji na wasz plac zabaw. Musiał się strasznie stęsknić za tobą, bo nie widzieliście się już ponad od dwóch tygodni.
- Conoooooooooor! - zaśmiałaś się, kiedy cię uściskał.
- Opowiadaj, przywiozłaś fajne muszelki? 
- Trochę. Mam dla ciebie jedną - uśmiechnęłaś się wydobywając z kieszeni różowych spodenek egzotyczny prezent. - A co tam u ciebie? - zapytałaś, kiedy twój najlepszy przyjaciel był zaabsorbowany oglądaniem muszelki.
- A... Nic - mruknął. - Ale widziałem nową zabawę, którą w którą możemy spróbować się pobawić.
- Serio? - zdziwiłaś się. - My przecież znamy wszystkie zabawy świata! Berek, w chowanego... - zaczęłaś wymieniać wszystkie zwyczajne i najbardziej niezwykłe zabawy, jakie razem wymyślaliście.
- Tak... - zaczął Conor. - Ale to jest zabawa dla dorosłych - dodał szeptem. - Chodź, pokażę ci.
Pociągnął cię w kierunku swojego domu i wydobył klucz na sznurku spod koszulki.  Szybko otworzył drzwi i wbiegliście po drewnianych schodach na górę do jego pokoju.
- Zabawa polega na tym, że masz wziąść mojego siusiaczka do buzi - wyjaśnił.
- I co dalej?
- Nie wiem. Tylko tyle zobaczyłem w gazecie taty - wzruszył ramionami.
- Spróbujemy? - zapytałaś zaciekawiona nową zabawą.
- Okej. 
Conor zdjął zielone spodenki i majtki w samochodziki i zobaczyłaś jego ptaszka.
- Co mam teraz robić? 
- Uklęknij i weź go do buzi - polecił, a ty szybko wykonałaś to, co ci kazał.
Kiedy już siusiak znalazł się w twoich ustach, Conor nadal był niezadowolony.
- Weź nim trochę poobracaj.
Zaczęłaś traktować ptaszka jak lizaki, które kupowaliście w kiosku, a twój przyjaciel, przymknął oczy.
- Dobrze to robię? - zapytałaś wyjmując na chwilę siusiaka z buzi.
- Strasznie podoba mi się ta zabawa - mruknął cicho. - Liż go dalej.
Za drugim razem kiedy wzięłaś jego lizaczka do buzi, był twardy, ale stwierdziłaś, że to chyba dobrze. Zaczęłaś znowu robić kółka wokół niego, a Conor westchnął.
- Spróbuj to robić szybciej.
Za jego słowami przyspieszyłaś lizanie, jakbyś chciała, żeby lizak rozpuścił się w jak najkrótszym czasie.
Nagle coś słonego i białego wyleciało z siusiaka do twojej buzi. Mimowolnie połknęłaś trochę, ale resztę wyplułaś.
- Ble, smakuje jak woda po kluskach - stwierdziłaś wstając na nogi.
- Dasz spróbować? - zapytał i wziął trochę tego z twojego policzka.
Po chwili także wypluł to dziwne coś.
- Masz rację, jak woda po kluskach.
***
Kiedy dojechaliście do jego domu, poczułaś, że to jednak nie był dobry pomysł, żeby brać udział w misji "ratowania świata". Czasy, kiedy spałaś z facetami dla kasy(w tym przypadku dla jakiegoś prezydenta-debila), a raczej dla czegokolwiek poza prawdziwym uczuciem miłości, skończyły się już dwa lata temu i nie zamierzałaś do nich wracać. Najchętniej znalazłabyś się teraz w swoim przytulnym mieszkaniu na drugim piętrze z wygodnymi fotelami i wielkimi oknami, ale odwrotu nie było. 
Zrozumiałaś wtedy, do czego tak naprawdę wynajął cię premier. Nie byłaś żadną agentką, tylko zwyczajną dziwką. 
Łza popłynęła z twojego policzka, ale szybko ją starłaś niepozostawiając ani śladu po swoich myślach.
Wysiadłaś z luksusowego samochodu Conora i podążyłaś za nim do jego domu. Chłopak zaprowadził cię do jednej z sypialni i spojrzał na ciebie porządliwym wzrokiem.
- Nie wytrzymam ani chwili dłużej bez ciebie - wyszeptał ci prosto do ucha. 
- Ja też nie - odpowiedziałaś zmysłowym tonem, chociaż wcale nie miałaś ochoty na żadne doznania, a zwłaszcza z gościem, któremu obciągnęłaś w wieku dwunastu lat, nie będąc tego do końca świadomą.
W mgnieniu oka Conor pozbył się twojej obcisłej sukienki, a ty jego koszulki i czarnych spodni.
- Chcę tylko ciebie - westchnął do mojego ucha, a ty poczułaś, że kłamie. - Czekałem na to od tak dawna... - kolejne kłamstwo.
- Pewny jesteś? - odpowiedziałaś psując "romantyczną" atmosferę.
- Jak najbardziej - kolejny nieszczery uśmiech w moją stronę. - Ale widzę, że ty nie do końca.
- Co się stało z tym fajnym, szczerym chłopakiem, którego pamiętam z dzieciństwa? - zapytałaś jakby sama siebie.
- Umarł. Już dawno temu.
Spojrzałaś na Conora, który nagle cofnął się kilka kroków w tył, żeby wyjrzeć przez okno, jakby coś za nim się czaiło. Chłopak stał teraz bokiem do ciebie. Księżycowe światło padało na jego nagi tors i nie mogłaś powstrzymać myśli, że wygląda jak młody bóg.
Nagle coś błysnęło, kiedy lekko poruszył głową. Na początku pomyślałaś, że ci się wydaje, ale kiedy drugi raz zobaczyłaś błysk wysoko, na szyi, prawie na głowie, dotknęłaś miejsca, skąd odbijało się światło.
- Au! - krzyknął, kiedy twoje palce delikatnie musnęły ten punkt na szyi.
- Conor... Co to jest? - zapytałaś.
- Ale co?! - zdenerwował się.
- Ta blaszka na twojej szyi - wyjaśniłaś ze spokojem, o który sama siebie nie podejrzewałaś.
- Gdzie ona jest? - Conor mało co nie wpadł w panikę.
Wzięłaś i poprowadziłaś jego rękę w to miejsce na szyi. Chłopak próbował podważyć kawałek metalu paznokciami, ale za każdym razem kończyło to się sykiem z bólu.
W końcu był prawie w stanie paniki.
- [T.I.], pomóż mi - poprosił prawie na kolanach.
- Nie wiem czy... - zaczęłam.
- Studiujesz medycynę, tak jak chciałaś w dzieciństwie?
- Tak - mruknęłaś przypominając sobie wszystkie niespełnione marzenia z okresów przedszkolnych. Wszystkie z czasem odeszły w niepamięć, ale nie chęć pomagania ludziom jako pani doktor [T.N].
- Całą apteczkę znajdziesz na dole, w łazience, a wszystkie ostrzejsze rzeczy w apteczce w kuchni - polecił.
- A nie lepiej pojechać z tym do chirurga? - zaproponowałaś nie wierząc w swoje umiejętności po czterech latach na uniwersytecie.
- [T.I .], dla ciebie to łatwiejsze rozwiązanie, ale dla mnie to miliony wywiadów i nieskończoność pytań. Proszę, zrób to dla mnie - złapał cię za rękę z błagalnym wzrokiem w oczach. - Tamten chłopiec nie umarł. Siedzi tylko gdzieś bardzo zagubiony bez ciebie w ciemnym kącie.
Poczułaś, że do twoich oczu napływa potok łez, więc zamrugałaś szybko, żeby nie rozpłakać się jak mała dziewczynka.
- Dobra. Ale jak ci coś zrobię, to nie biorę na siebie żadnej winy - zadecydowałaś po chwili.
Pięć minut później przygotowywałaś się do swojej pierwszej operacji, która była zupełnie nieprofesjonalna. Ani stołu operacyjnego, ani przyzwoitej aparatury, ani dobrych, sterylnych narzędzi, z pokojem tak samo.
"No pięknie. Miałaś robić za kurwę, a robisz za chirurga." - pomyślałaś naciągając gumowe rękawiczki. 
- Masz jakieś środki usypiające? - zapytałaś, kiedy wszystko było już gotowe.
- Zawsze - uśmiechnął się i wydobył z kieszeni mały pojemniczek z grzechoczącymi, malutkimi tabletkami. - Dziesięć potrafi zabić, jedna usypia na ponad sześć godzin - wyjaśnił, jakby chodziło o dzisiejszą pogodę.
- Weź. Nie wydają się groźne - oceniłaś po przeczytaniu całego składu chemicznego. - W małych ilościach - dodałaś po krótkiej przerwie kończąc czytać etykietę ze składem.
Chwilę później Conor spał jak zabity, ale nie dosłownie. Tętno miał w porządku, oddech płytki, ale miarowy, więc zaczęłaś działać. 
Na początku zdezynfekowałaś ranę sprawdzając, przy okazji, jak mocno śpi. 
Wzięłaś scyzoryk i nacięłaś skórę na szyi przy blaszce. Miałaś lekkie kłopoty z krwią, ale szybko się z nimi uporałaś. Blaszka wyglądała zdecydowanie niewinniej na zewnątrz. Pod skórą była ukryta sieć elektrodów i cienkich kabelków, które biegły prosto do mózgu.
Nie miałaś pojęcia, co to jest, więc bałaś się przecinać przewody. Ścisnęłaś jeden z nich i nagle ręka Conora zacisnęła się w pięść.
- Co jest? - zdziwiłaś się, ale chłopak więcej nie drgnął.
Nacisnęłaś drugi drut i druga ręka wykonała podobny ruch.
Nagle zrozumiałaś, że ten system kontroluje Conora. Kable kierują informację do nerwów, a czip zamontowany na szyi to komputer, który kieruje całością.
Postanowiłaś, że poodcinasz wszystkie przewody. To właśnie było to, o co chodziło prezydentowi. Chłopak nie miał władzy nad sobą. Ale rząd szuka niewłaściwej osoby. Ktoś za tym musi stać.
Odcięłaś pierwszy kabel i zmierzyłaś puls, żeby sprawdzić, czy coś się zmieniło. 
Na szczęście, nie, więc odcinałaś druty po kolei, aż mogłaś usunąć sam czip. 
Potem nadeszła pora na drugą część tych przewodów. 
Wyciągałaś je delikatnie i, co cię bardzo zdziwiło, nie stawiały żadnych oporów, więc godzinę potem zaszyłaś głęboką ranę i usiadłaś na najbliższy fotel, żeby odstresować się po udanym zabiegu.
Przymknęłaś na chwilę oczy i usnęłaś.
Kiedy wstałaś, a raczej zostałaś obudzona przez ostry głos jakiegoś męższczyzny w pomieszczeniu, panował niewyobrażalny chaos. Conora nigdzie nie było widać, a ty siedziałaś bezradnie w tym samym fotelu z przystawionym pistoletem do skroni.
- Zepsułaś mi go - wyszeptał z szaleńczym uśmieszkiem na ustach. - Teraz ja powinienem zepsuć ciebie. 
- Ale co się dzieje?! - wyjąkałaś przerażona.
- Jak to co?! - oburzył się facet. - Czy ty, głupia dziewczyno, nie mogłaś zostawić tego ustrojstwa w spokoju?! Przez to przywróciłaś mu zdolność samodzielnego myślenia. Zamontowanie kawałka żelaztwa jest cholernie trudną czynnością. Męczyłem się dwie godziny, żeby go odzyskać... - z czasem jego zdania robiły się coraz bardziej spokojne, a ostatnie z nich wypowiedział prawie szeptem. - To już nieważne. Conor, zabij ją.
Nagle zobaczyłaś, kto przykładał ci pistolet do głowy. Tak, to był on. 
Bez najmniejszego namysłu nacisnął spust i usłyszałaś huk. 
Nic więcej.










Obudziłaś się z krzykiem w swoim łóżku. 
- Hej, co się stało? - sennie odezwał się twój mąż, którego, przy okazji, także obudziłaś.
- Mała śpi? - zapytałaś martwiąc się o waszą kilkumiesięczną córeczkę.
- Tak, śpi, ale co się stało? - odpowiedział zniecierpliwiony.
- Miałam koszmar - wzruszyłaś ramionami.
- O czym? - dopytywał się jakby nie było środka nocy.
- O niczym, Conor, o niczym - westchnęłaś wtulając się w niego.

5 komentarzy:

  1. 1. Retrospekcja mnie rozwaliła.
    2. W życiu nie chciałabym takiego świata jak tamten opisany
    3. Będę mieć koszmary
    4. Myślałam że będzie więcej scen +18
    5. Teraz mam skojarzenia
    6.TO BYŁO ZAJEBISTE

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz może jakiś imagin gdzie będzie wiecej +18 ?? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Na razie planuję bardzo, bardzo "ciekawy" fragmencik w miksie, ale po tym napewno coś jeszczę napiszę +18, tylko nie wiem, jakie są Wasze preferencje co do scen (sceny typu soft porno, hard porno, shemale, z zabawkami, geje, lesbijki, trójkąciki, orgie, ewentualnie jakieś zboczenia typu sadomasochizm, wojeryzm, fetyszyzm i inne parafilie albo po prostu normalne "włożył, wyciągnął, wyszeptał: kocham cię"). Jakby co zgłaszajcie swoje propozycje tutaj, albo do mnie na twittera : @MilordKwasny

      Usuń
  4. Genialne. Czekam na następne rozdziały. Masz ciekawe pomysły ale ten z obciąganiem w wieku 12 lat? Ni błagam! Bicz plis!!!!!! Ale piszesz genialnie. Kocham twoje imaginy.
    Verka

    OdpowiedzUsuń