wtorek, 11 lutego 2014

Imagin cz. 1 (wstęp)

Cześć. No i nie miałam wczoraj czasu, a tak starałam się wyrobić... 
Mam dla was taki tam wstęp (tak wiem, krótki...), który potrzyma was w takiej niepewności trochę :) 

Jak codziennie rano o 6.00 obudził mnie dźwięk budzika. Wstałam, włożyłam stopy do kapci w kształcie kota i założyłam swój ulubiony szlafrok. Poczłapałam do kuchni. Tam zaparzyłam sobie moją ulubioną kawę. Później sięgnęłam po miseczkę do jednej z białych szafek, wsypałam do niej płatki i zalałam je mlekiem. Następnie wzięłam szybki prysznic, zrobiłam sobie lekki, naturalny makijaż i założyłam ubranie, które zaplanowałam już wczoraj wieczorem. Była to biała koszula, czarna marynarka i granatowa spódnica, której tak bardzo nie lubiłam, no ale cóż, pracowałam w jednym z biurowców w Londynie i musiałam jakoś wyglądać. Włosy spięłam w kok i byłam już gotowa do wyjścia, jednym słowem ten dzień nie zapowiadał się na jakiś wyjątkowy, był po prostu jednym z tych nudnych, szarych, pracowitych dni.
Wsiadłam do samochodu, a swoją torebkę rzuciłam na siedzenie obok. Włożyłam kluczyki do stacyjki i ruszyłam. W pewnym momencie usłyszałam słowa swojej ulubionej piosenki, dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że one wcale nie dobiegają z radia, tylko z mojej torebki. Ktoś do mnie dzwonił.
-Cześć.- to był Conor, mój chłopak. Jest piosenkarzem i bardzo fajnym człowiekiem. Poznałyśmy się dopiero, w Anglii. Pewnego dnia przyszedł załatwić coś u mnie w biurze i tak słowo po słowie dogadaliśmy się, zaprzyjaźniliśmy i w końcu zostaliśmy parą. -Nie mogę rozmawiać, kieruję.
-Dobra, dobra, muszę ci opowiedzieć newsa!
-Ok, ale poczekaj, poszukam słuchawki i wtedy mi wszystko opowiesz. Nie lubię gadać przez komórkę i kierować…
-No jasne. – położyłam komórkę obok i próbowałam otworzyć swoją torebkę, jednak bez większych efektów. Szarpałam za zamek, ale on nie zamierzał ani drgnąć. Bez zastanowienia zaczęłam go szarpać nie patrząc na drogę przed sobą ani nie trzymając kierownicy.
Chwilę później zerknęłam na drogę, na przejściu przechodziło kilka osób, a ja jechałam prosto w nich z niemałą prędkością. Zaczęłam gwałtownie hamować i wjechałam w jakiś słup. Usłyszałam krzyk Conora: „(T.I)! (T.I.)! Co się stało?” – to były ostatnie słowa, które pamiętam…

2 komentarze: