czwartek, 13 lutego 2014

Imagin cz. 2

***opowiada Conor***
Nagle w słuchawce komórki usłyszałem trzask i piski. Przestraszyłem się.
-(T.I)! (T.I.)! Co się stało?- zacząłem się drzeć bez żadnego rezultatu… Nie dostałem żadnej odpowiedzi… Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to to, że moja dziewczyna miała wypadek i to przeze mnie... Bo chciałem jej powiedzieć coś, co teraz nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Teraz liczy się tylko ona… Ale czemu nie odpowiadała!?!? A co jeżeli coś jej się stało!? I to przeze mnie!!! Stałem jak słup, a łzy spływały mi po policzkach.
-Jej na pewno nic się nie stało! Może coś nas rozłączyło! Tak na pewno…- mówiłem sam do siebie, a po chwili byłem już w samochodzie i jechałem drogą, którą (T.I.) jedzie do pracy.
Po kilku minutach zauważyłem, że coś dzieje się na ulicy. Stoi policja, karetka na sygnale, ludzie zebrali się i obserwują, a policja najwyraźniej każe im się odsunąć. Wszyscy robią dwa kroki do tyłu. I wtedy zobaczyłem, jak ratownicy kładą jakąś dziewczynę na nosze. Byłem dosyć daleko, więc nie widziałem jej twarzy… -To nie może być ona…- dopiero wtedy zauważyłem samochód mojej dziewczyny, który nadaje się tylko na złom.
-O Boże…- szybko podjechałem bliżej i wybiegłem z samochodu. Chciałem płakać, ale moje oczy odmówiły posłuszeństwa.
-Nie może pan tu wejść.
-To moja dziewczyna!!!- wydarłem się.
-Zabieramy pańską dziewczynę do szpitala.- odpowiedział ratownik.
-Ale co jej jest!?
-Jej stan jest kiepski… Będziemy się starać, by ją uratować… Jak już mówiłem bierzemy ją do szpitala, tam zobaczymy jakie obrażenia dokładniej poniosła… I trzeba będzie czekać, te kilka godzin będzie decydujące…
Nie, nie chciałem tego słuchać… On nie mówi o (T.I.)! Na pewno! Nie… To nie może być o niej!
-To wszystko moja wina…- w końcu coś we mnie pękło i zacząłem płakać, nie, nie płakać, beczeć, jak małe dziecko… (T.I.)… Ona może umrzeć… i to przeze mnie…
-Proszę się uspokoić, wszystko będzie dobrze.- ratownik poklepał mnie po ramieniu.
-Nie! Nic nie będzie dobrze! – krzyczałem, ale po chwili postarałem się nieco opanować.- Niech pan mi obieca, że ona przeżyje…
-Tego niestety nie mogę obiecać.- znów się załamałem. - Przecież ona nie może umrzeć! Ona jest dla mnie wszystkim! Rozumie pan? Wszystkim!!!
-Tak, rozumiem. Niech pan z nami jedzie, nie może pan prowadzić w takim stanie. Dam panu jakieś tabletki na uspokojenie…
Wsiedliśmy do karetki, nie pozwolili mi iść tam, gdzie leżała (T.I.), siedziałem z przodu przy kierowcy. Wiedziałem, że ona leży z tyłu, za mną, a ratownicy walczą o jej życie… Dali mi jakoś naprawdę mocną tabletkę, która mnie nieco uspokoiła. Ale po głowie nadal chodziła tylko jedna myśl „Ona nie może umrzeć! Nie pozwolę na to!”
-Woli pan sam powiadomić jej rodzinę czy my mamy to zrobić?
-Ja to zrobię. Ale jej rodzice nie mieszkają w Anglii…
-A gdzie?
-W Polsce…
-To trochę daleko. Mimo wszystko musi pan ich powiadomić. W sumie nie powinienem nawet panu nic mówić o stanie (T.I.).
-Tak, wiem… Dziękuje… Dziękuje za wszystko.- powiedziałem, a karetka zatrzymała się. Chciałem otworzyć drzwi.
-Niech pan poczeka. – zobaczyłem jak niosą (T.I.) na noszach. Nie posłuchałem się, wyrwałem się i pobiegłem za nią.
Była cała zakryta, widać było tylko jej twarz. Była cała poobijana i w krwi. Znów łzy zaczęły płynąć strumieniami. Nie mogłem się pogodzić z tym, że ona może umrzeć.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze… Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Na pewno chce pan sam zadzwonić do jej rodziców?
-Tak.- nawet nie zauważyłem, kiedy nosze z moją dziewczyna znikły mi z oczy.- Gdzie ją zabraliście?
-Na OIOM. Niech pan najpierw zadzwoni.
-Dobrze.
Nie wiedziałem jak powiedzieć jej rodzicom, że ich jedyna córka, która wyjechała z kraju do pracy, zakochała się w nim i odwiedzała ich tak rzadko, teraz może umrzeć.  Wyjąłem komórkę z kieszeni i wybrałem numer jej taty. Wiedziałem, że on przyjmie to na pewno spokojniej niż jej mama, która jest taka wrażliwa… Jednak nadal bałem się nacisnąć zielonej słuchawki…
-To moja wina… Teraz muszę po nich zadzwonić… Muszę zrobić to co do mnie należy!- no i zadzwoniłem.
-Ooo cześć Conor! Co tam u was? Wszystko dobrze?- zapytał ucieszony tata mojej dziewczyny.
-Nie proszę pana… Nic nie jest dobrze…- głos mi się załamał.
-Conor!? Co się stało!?
-(T.I.) Miała wypadek… - nie mogłem mówić.
-Co? Co jej się stało? Nic jej nie jest?
-Jej stan jest bardzo ciężki… Lekarze mówią, że kilka kolejnych godzin będzie decydujących…- musiałem mu to powiedzieć. Nie mogłem tego zataić. Przecież nie wybaczyliby mi tego. Oni cenią sobie przede wszystkim szczerość.
-O Boże… Zaraz wsiadamy w pierwszy samolot i będziemy… Jesteś w szpitalu?
-Tak… Jak wylądujecie to zadzwońcie, poproszę kogoś żeby po was pojechał.
-Nie, damy radę. Przyjedziemy taksówką…
-Dobrze, muszę kończyć, bo przyszła policja.- rozłączyłem się, gdy zobaczyłem policję, która już na mnie czekała.
-Dzień dobry. Musimy zadać panu kilka pytań. Może pan z nami pojechać na komisariat?
-A nie możemy tu? Proszę, chcę być przy niej… Ona jest dla mnie wszystkim.
-Dobrze.- policjant okazał się być miły, z resztą na takiego wyglądał. Zadał kilka pytań.
-To wszystko moja wina.
-Dlaczego?
-Zadzwoniłem do niej… Ona jechała samochodem… Chciałem jej powiedzieć, że jadę w trasę i że ona pojedzie ze mną… Wszystko już załatwiłem… nawet gadałem z jej szefem… Ale ona powiedziała, że… że weźmie tą głupią słuchawkę i wtedy jej powiem o tym… Nie zdarzyłem jej jednak o tym powiedzieć… Usłyszałem pisk opon i to, jak ona pisnęła… Za chwilę nastała taka niepokojąca cisza… Rozłączyłem się i szybko przyjechałem tam…
-Dobrze…- policjant wszystko zapisał.- To nie jest pana wina… Mówię panu, wszystko będzie dobrze. – uśmiechnął się ciepło do mnie.- Musi pan się nie poddawać, nie załamywać się. Teraz będzie pan jej bardziej potrzebny niż kiedykolwiek. Niech pan się trzyma.- znów się uśmiechnął i poklepał mnie po ramieniu.
-Dziękuje.
-Nie ma za co. Muszę iść, do widzenia. Będzie dobrze.- powiedział oddalając się.
________________________________
Dawno nie było smutnego imagina i tak mnie jakoś naszło xD Może być??

2 komentarze: