piątek, 7 lutego 2014

Imagin cz. 7

Heej :) Kto już kończy, a kto zaczyna ferie? Ja kończę :( I znów zacznie się szkoła... Ale nowy plan jest dużo lepszy od starego, myślę nie dam radę pogodzić szkołę z blogiem i nadal dodawać imaginy w miarę regularnie :D Najcięższym dniem jest czwartek, wszystkie lekcje, których nie lubię jednego dnia... Więc, gdy kiedyś nie dodam niczego w środę, a powinnam to wiedzcie, że to sprawka fizyki i całej reszty!


Wróciłam do domu wyczerpana. Położyłam się na łóżku i zaczęłam wspominać. Jak dobrze, że założyłam te trampki, szkoda za to, że nie zmieniłam koszuli i marynarki na coś bardziej wygodnego i sportowego. Gdy się już najedliśmy poszliśmy do parku na ściankę wspinaczkową. Było genialnie! No prawie… Bo niechcący porwałam koszulkę Conora. Skąd ją miałam? Nie chciałam się wspinać w swojej koszuli, więc kochany Conor zaproponował mi, że pożyczy mi swoją koszulkę. Pojechaliśmy więc do jego domu i założyłam jedną z jego koszulek. Jak się stało, że się porwała? Po prostu, jestem pokraką! Chciałam to wymazać z pamięci, ale tego jak on się ze mnie śmiał nigdy nie zapomnę! Nie śmiał się dlatego, że jest wredny, po prostu to było śmieszne! Sama, gdy tylko wstałam zaczęłam się z siebie śmiać. No ale cóż, koszulka i zaznaczmy, że nie tania koszulka ma teraz dziurę. Przepraszałam chyba z milion razy, ale przeprosiny koszulki nie zwrócą. Postanowiłam, że odkupię mu taką samą, no przynajmniej podobną. Conor mówił, że wcale nie muszę i, że nic się nie stało, a jeżeli mi bardzo na tym zależy, żebym ją zszyła lub kupiła jakoś tanią. No ale ja, jak to ja, jak sobie coś postanowię to muszę to zrobić. Więc odkupię mu tą koszulkę. Bo przecież pieniędzy i tak ode mnie nie przyjmie.
Od tych wspomnień sama nie wiem kiedy, ale chyba usnęłam. Obudziłam się z rano. Był poniedziałek. Spojrzałam na zegarek, była już 7.00.
-Dlaczego ten głupi budzik nie zadzwonił!? – lekcje zaczynałam dziś o 8.00, jak co piątek. Na szczęśnie nie miałam rano żadnego dyżuru, ani nic z tych rzeczy, więc była mała szansa, że jeszcze zdążę.
Wstałam i pomaszerowałam szybko do łazienki, w międzyczasie wstawiłam wodę na kawę i wsadziłam chleb do tostera. Później szybko ubrałam się w coś luźnego. Nagle poczułam zapach spalenizny…
-TOSTY!!!- wrzasnęłam i pobiegłam do kuchni. Wyjęłam je, były już całe czarne… Zerknęłam na zegarek. 7.20. – Spokojnie, mam jeszcze czas… Mam jeszcze czas… Czemu ja wczoraj nie zrobiłam sobie tych cho… przeklętych kanapek!- przecież obiecałam, że nie będę przeklinać, więc nie przeklinam!
Nie miałam czasu robić kanapek ani tym bardziej tostów. Zjadłam więc szybko płatki z mlekiem, do torebki włożyłam kilka groszy i wyszłam w domy.
-O kurcze… Przecież nie mam samochodu! Rower! Tak rower mnie uratuje…- pocieszyłam się w duchu. Otworzyłam garaż i nagle olśniło mnie! Rower został w sobotę u Conora… - Nie no… fajnie!
I wtedy zadzwonił Conor.
-Czeeść. Idę do garażu, a tu twój rower.
-Ooo no co ty nie powiesz!
-Myślałem, że nie zauważyłaś. Nie dzwoniłaś ani nic…
-Nie spoko, po prostu jedyny działający pojazd został u ciebie…
-A no tak… Przyjadę po ciebie.
-Nie, nie trzeba…
-Będziesz iść na pieszo? Wiesz, która godzina?
-Nie.
-7.40 Masz dwadzieścia minut do pierwszej lekcji.
-Jeszcze wiszę ci koszulkę, a ty będziesz po mnie przyjeżdżał!?
-Nie chce żadnej koszulki!
-Dobra cześć, nie zdążę dojść na tą lekcję…- rozłączyłam się.
Okeey nie byłam miła, ale dzisiaj też nic nie było dla mnie milutkie. Więc czemu ja miałabym być miła? Ale Conor był miły i nie zasłużył sobie na to… - Lottie, weź się w garść. Później go przerosisz, a teraz idź, a nie stoisz jak ten słup!- nakrzyczałam w duchu sama na siebie i to dodało mi kopa.
Zamknęłam więc garaż i poszłam w kierunku szkoły. Idąc tak i uświadamiając sobie, że wgl nie przygotowałam się na dzisiejsze zajęcia usłyszałam jak ktoś zaczął trąbić. Odruchowo obejrzałam się za siebie. Obok mnie właśnie zatrzymał się dobrze znany mi samochód, samochód Conora. Okno otworzyło się i wtedy go zobaczyłam. Mimo, że nie było jeszcze ósmej, na jego twarzy był szeroki uśmiech i ogólnie rzecz biorąc był szczęśliwy i rozpromieniony.
-Hej. Czy mogłaby pani zrobić mi tą przyjemność i dać się podwieźć do szkoły?
-No nie wiem…
-Jest już za 15…- wsiadłam od razu, więcej argumentów nie potrzebowałam.
-Idiota…
-Chcesz się spóźnić?
-Nie. Wszystko jest dziś przeciwko mnie! Budzik nie zadzwonił, wstałam pół godziny za późno. Przypaliły mi się tosty, musiałam zjeść płatki z mlekiem, na które dziś nie miałam ochoty. Byłam mega spóźniona, nie wypiłam kawy i nie mam kanapek! Zepsuł się samochód, a rower był u ciebie… Przyjeżdżasz, patrzę na ciebie, a ty uśmiechnięty! Z czego ty się cieszysz? Że nie wypiłam kawy!?- Conor po raz setny wysłuchał w całości mojego marudzenie i dopiero później to skomentował, oczywiście śmiejąc się ze mnie.
-Ta… Naprawdę najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wypiłaś kawy…
-A żebyś wiedział! Ja nie funkcjonuję bez kawy.- chłopak skręcił w uliczkę, która wcale nie prowadziła do mojej szkoły.
-Pogięło cie!? Zawracaj!
-Bo co mi zrobisz?
-Jeszcze nie wiem…
-To ty pomyśl, a ja zaraz wracam.- Chłopak zatrzymał się i po chwili wrócił z kawą.
-Dobra, wybaczam ci to. Dasz mi tą kawę?- zapytałam.- Dziękuuje! A teraz która godzina?
-Za dziesięć.
-Nie zdążymy…
-Weź nie marudź.
-A ty tak w ogóle z czego taki zadowolony?
-Że masz już kawę. No, i że cię widzę… Stęskniłem się…- teraz ja również uśmiechnęłam się. Conor- jedyna rzecz, no w sumie osoba, która dziś rano mnie nie zawiodła. On zawsze był w gotowości i co najważniejsze pod ręką! A tak pyzatym to strasznie mnie kręcił. No i lubiłam go! Kochałam spędzać z nim czas i… Jak ja przedtem żyłam bez niego!?
-Dziękuje. Dziękuje za wszystko. – pocałowałam go w policzek, gdy ustaliśmy przed szkołą. Widziałam, że uczniowie również dopiero dochodzą do szkoły, więc nie śpieszyłam się. Ale to co się stało za chwilę… Nie no tego się spodziewałam! Nawet nie wiem kiedy to się stało, a zaczęliśmy się całować! O jeju… Uczucie nie do opisania! Po prostu poczułam się jak tak nastolatka, która po raz pierwszy się zakochała i był to jej pierwszy pocałunek. No oczywiście nie była to moja pierwsza miłość, ale kto wie, czy nie będzie ostatnią? Całować też się już wiele razy całowałam, ale to było takie… takie magiczne!
I wtedy usłyszałam dzwonek…
-Eh… Muszę już chyba lecieć…
-Ta…
-To ja ten… no… idę… cześć…
-Przyjadę po ciebie później… Paaa… - nie wiem czy dobrze usłyszałam, ale czy on po „paa” powiedział „kocham cię”!? Nie, to tylko moja bujna wyobraźnia…
No i później to już tym bardziej zachowywałam się jak typowa nastolatka, nie mogłam skupić się na lekcjach < do których z resztą nie byłam przygotowana>, opowiedziałam o tym wszystkim Louise i jarałyśmy się tym… Dzień ten minął więc szybko i co było nadzwyczaj niepokojące, bez żadnej wpadki! Przecież nie przygotowałam się, a i tak wszystko mi się udało! Normalnie, gdy jestem przygotowana < i zaznaczam tu, że bardzo porządnie przygotowana!> zawsze, ale to zawsze, ktoś się do mnie przyczepi, że robię coś nie tak jak powinnam, co kończyło się kazaniem wujka-dyrektora. Wiec ten dzień, mimo koszmarnego początku nie musiał być taki zły! Poza tym Conor miał zaraz po mnie przyjechać, w końcu obiecywał mi to rano.
-Całujesz się z każdym po trzech dniach znajomości?- zapytał znajomy głos, gdy czekałam na Conora. A jednak, Chris to widział. Chyba znów musiałam być tą niemiłą Lottie, tą co była rano, kto wie czy nawet nie będę jeszcze gorsza. Nie lubiłam takiej siebie, ale jeżeli miał się w końcu ode mnie odczepić, to musiałam tak zrobić.
-No nie z każdym… Na przykład z tobą nie.- nawet mój głos nie był taki jak zawsze, tylko taki niemiły… Jestem wiedźmą!, ale jeżeli to ma podziałać…
-Nawet pyskować się nauczyłaś? Nieźle… Kiedyś byłaś inna Lottie…
-Ty też… Zanim poznałam Conora byłeś miły, udawałeś takiego nieśmiałego, grzecznego chłopczyka, a gdy pojawił się groźny przeciwnik, który może ci zaszkodzić, zamieniasz się w podłą żmiję, która za wszelką cenę chce zdobyć smaczny kąsek… - ach te moje porównania… Nie zawsze trafne, a jednak często ich używałam… Czy pasowały teraz? Raczej tak, w sumie nie zastanawiałam się wtedy.
I wtedy nadjechał mój wybawca, Conor! Jak ja go kocham! Zawsze przyjeżdża wtedy kiedy jest mi najbardziej potrzebny! Ten to ma nosa…
-Ja żmiją? Popatrz w lustro. Conor, bogaty małolata, więc Lottie olewa skromnego nauczyciela i leci na kasę małolata!
-No nie jestem taki pewien, czy Lottie wybrała mnie tylko ze względu na kasę…- Chris odwrócił się, a za nim stał Conor, jego były uczeń i jak sam go nazwał przed chwilą „bogaty małolata”, którego ubóstwiałam za wszystko!
Chris tylko prychnął i odszedł. My z Conorem poszliśmy więc do jego samochodu.
-Moglibyśmy podjechać do ciebie? Wzięłabym swój rower…
-Ok.
-A może skoczymy gdzieś coś zjeść? Tym razem ja stawiam.
-Nie chce mi się…
-Ale…
-Pojedziemy do mnie po rower i tyle.
-Gdzie jest ten szczęśliwy Conor, co był rano!? Który umiał mnie rozbawić, pocieszyć, a nie jeszcze bardziej dołować…- Conor spojrzał na mnie, lecz po chwili swój wzrok znów skierował na drogie. Nie było to spojrzenie typu: nie martw się, zaraz mi przejdzie, a spojrzenie typu: mam focha, nie odzywaj się, bo każde słowo może być użyte przeciwko tobie! Miałam się więc nie odzywać, jednak po chwili wiedziałam już chyba o co chodzi, dobra byłam tego pewna.
-Ty chyba nie wierzysz w to co powiedział ten idiota Chris!?
-On zna cię dłużej i lepiej…
-Że ja niby spotykam się z tobą dla kasy!?- spytałam z niedowierzaniem.- przecież ja, jak i zarówno ty, wiemy dobrze, że taka nie jestem! No, przynajmniej ja to wiem…
-Nie chce mi się kłócić…
-No ale tak myślisz!? Myślałam, że jesteś inny…
-To ja myślałem, że jesteś inna… Zakochałem się w tobie jak wariat, pragnąłem, byśmy każdą chwilę spędzali razem, chciałem, żebyś była najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem! No, ale jak ktoś taki jak ty, mógłby czuć coś do mnie? Ty jesteś wyjątkowa, a ja zwykły bogaty małolat…
-Nie nie jesteś bogatym małolatem! Jesteś idiotą… Bo ja ciebie kocham! A twoja kasa się dla mnie nie liczy! Nie wiem, jak mogłeś tak w ogóle pomyśleć…  Możesz się zatrzymać?
-Nie. – w chłopaku coś pękło i zaczął przepraszać.- Lottie… ja… ja naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło… Ale on zaczął o tym gadać, a moja ostatnia dziewczyna była ze mną tylko dla kasy i…- pocałowałam go. Jedno, że byłam zła, a drugie że zakochałam się w nim po uszy, i że ostatni nie wyobrażam sobie bez niego życia… Przecież musiałam my wybaczyć!
-Czyli nie gniewasz się?
-Nie, już nie… Ale obiecaj, że już nigdy tak o mnie nie powiesz, że spotykam się z tobą dla kasy… Ja naprawdę do ciebie coś czuję i proszę, nie zepsuj tego…

Po tej szczerej rozmowie Conor zaproponował mi, żebyśmy zostali już tak oficjalnie parą. No cóż, nie znamy się długo, ale czuję, że to właśnie to, miłość na całe życie, a jeżeli nie zaryzykuję na pewno się o tym nie przekonam. 
_____________________________________
No to chyba koniec :D Cały ten imagin zajął mi równo 22 strony w Wordzie! Wow jestem z siebie dumna! Chyba jeden z tych najdłuższych :D Jakoś tak fajnie się go pisało, jak już usiadłam przy laptopie to nie wiem nawet kiedy i już część napisana :D To od jutra biorę się za pisanie kolejnego imagina, wydaje mi się, że nie będzie się go tak lekko pisało jak tego.. Ale dam radę! Tym bardziej, że wasze komentarze tak bardzo motywują do pisania!
No i znów bym zapomniała... GŁOSUJEMY jeszcze na prace konkursowe do 9 lutego, czyli do niedzieli (dokładnie do 23.59 :)) Na razie wygrywa rysunek @BooBearPoland, ale wszystko może się jeszcze zmienić, wszystko zależy od was :) 
Mi tak szczerze to wszystkie prace się spodobają xD Gorzej jakby był remis, bo mam tylko jeden naszyjnik

2 komentarze: