Ale ok oto on:
-Jack! Idziesz ze mną! No dawaj!-widziałem, że Jack ma dość bycia ciąganym
przeze mnie wszędzie, ale nie lubiłem chodzić sam, na we wszystkie
podpisywania płyt, na wywiady itp.
-Proszę...!-zrobiłem oczy szczeniaki i widziałem, że ulegnie.
-Ty dzieciaku!-krzyknął na mnie, podniósł kurtkę z krzesła i wychodząc
powiedział- A podobno to ty jesteś starszy. HAHAHA- i obaj zaczęliśmy się śmiać
schodząc po schodach do samochodu.
-Ale ja prowadzę-dodał i wsiadł do samochodu.
W samochodzie, jak w samochodzie przez całą drogę radio na maxa, a my się
wydurniamy. Jechaliśmy tak z 20 min, aż w końcu dojechaliśmy do tego centrum
handlowego w LA.
Zamknęliśmy drzwi od samochodu i jak gangsta w drodze nakładamy okulary
przeciwsłoneczne, to był nas zwyczaj.
Już od samego wejścia czekała na mnie ochrona i mój agent, no i oczywiście nie
zapominajmy o moich kochany Mayniacs !
Złapałem za mikrofon i wskoczyłem na podest:
-Jak się macie ?! Co u Was słychać?!-musiałem się wydzierać do tego mikrofonu!
Oczywiście i tak nie uzyskałem odpowiedzi. HAHA.
-Okey...No więc...Dziś zebraliśmy się tutaj HAhaha!-zawsze lubiłem udawać
niepoważnie poważnego gościa-Nie no żartuję HAHA- i jak zawsze ciągle się
śmaiłem- No dobra, kto chce podpis na płycie? Na plakacie? No nie wiem na czym
chcecie?!
-NA CYCKACH!-usłyszałem grupę fanek.
-A no to czemu nie Haha-spojrzałem się w ich stronę.
-Okey, nie martwcie się, każda dostanie.
I usiadłem na krześle i poszukałem wzrokiem Jack'a. Jak zawsze stał z grupką
fanek na końcu zagadując je.
Jak zawsze dużo pytań, przeważnie dziwnych, co mnie śmieszyło, ale co
najgorsze... rozpłakanych fanek. Nie lubiłem tego widoku, każdą chciałbym
przytulić, a wiem, że nie mogę. Ale przy końcu już byłem padnięty, siedziałem
cały dzień, głowa mi już pękała, ale nie mogę powiedzieć, że tego nie lubię,
bo kocham.
-Hej, Conor? Nie jesteś przemęczony? Ale nie tak wiesz, tylko tak na dłuższą
metę? Masz strasznie czerwone oczy i podpisujesz sobie rękę.-powiedziała to
powstrzymując śmiech.
Otępiały spojrzałem na rękę i faktycznie sobie ją podpisałem, widząc to
zaśmiałem się.
-Powinieneś odpocząć.-powiedziała i odeszła z podpisaną płytą.
Skończyłem podpisywanie i z Jack'iem wykończeni wróciliśmy do pokoju, od razu
padliśmy.
-Serio przyda nam się trochę wolnego, szczególnie jemu-spojrzał się na brata-
ciągle go taram ze sobą, a ma własne życie.
I zasnąłem.
-Jack!Jack!Jack! Wstawaj! Jedziemy, no dobra płyniemy!-lubię go budzić,
w szczególności o 12 haha.
-No co jest?-zaspały wyjąkał.
-Płyniemy w rejs tylko ty i ja, z dala od wszystkiego.
-Nie mogę stary.
-Co? Czemu?
-Umówiony jestem.
-Dobra! Zabierz ją!
-Dobra, podasz mi telefon.
Wiedział, że chce dla niego jak najlepiej, więc miał mnie w garści i pewnie
wyciągnął by ode mnie wszystko, dobrze, że skończyło się na dziewczynie.
Wszyscy spotkaliśmy się przy porcie, wypożyczyłem łódź i wypłynęliśmy.
-Hej, Conor! To jest Charlotte.
-Hej Charlotte, Conor.-I podałem jej rękę.
Wydawała się miłą, sympatyczną dziewczyną.
-Ile się znacie?-zapytałem z ciekawości.
-Ymmm no... Od wczoraj-odpowiedział mi Jack z niepewnym uśmiechem.
-No to pewnie już się nieźle znacie.-zażartowałem z nich i udałem się do
steru. To nie był mój 1 raz na łodzi, więc wiedziałem mniej więcej o co
chodzi.
Popłynęliśmy. Do wieczora siedzieliśmy, gadaliśmy i jak to przystało na ludzi
nie obyło się bez %.
Około 01.00 Jack poszedł z Charlotte do pokoju, a ja zostałem, tylko lekko
zmieniłem pozycje, dokładniej przeszedłem na dziób.
Słuchawki w uszach, telefon w dłoni i piękne widoki. Czego chcieć więcej.
Nagle usłyszałem dziwne odgłosy dobiegające z głębi łodzi. Zdjąłem słuchawki i
stwierdziłem, że te odgłosy to nic takiego, no w końcu sami pewnie wiecie o co
chodzi.
Wróciłem do swojego tymczasowego 'raju'. Wtedy, nie wiem sam czemu, pomyślałem
o Jack'u i jego dziwnych zachowaniach. Zaczęły się odkąd przylecieliśmy do
LA. Zachowywał się dziwnie.
Nagle mój spokój został ponownie przerwany, ale przez krzyki, ale nie takie no
wiecie, miłe haha, tylko rozpaczy. Szybko się pozbierałem i pobiegłem
sprawdzić o co chodzi. Byliśmy na doku wody, nie widać lądu, przeraziłem się.
Otwieram drzwi do pokoju Jack'a. Widok mnie przeraził, nie zapomnę go już
chyba nigdy. Leżała tam Charlotte, tylko, że martwa, cała we krwi w dziwnej
pozycji. Szybko zacząłem szukać brata. Nie mogłem go znaleźć. Przez moją głowę
przewijały się różne scenariusze. Od tego, że ktoś już włamał się dawno na
naszą łódź, do tego, że to może Jack... ale tej myśli nie dopuszczałem do
siebie.
W końcu go znalazłem, stał tam, gdzie ja jeszcze kilka minut temu siedziałem.
-Jack! Co się dzieje? CO jest z nią?
-Z kim?
-No z Charlotte... Co się z Tobą dzieje?
-Czego ty ode mnie chcesz?!
-Jack...
-Czego?!-stanął przede mną, twarzą w twarz, ja i mój brat? To nie był on. Jego
twarz... taka nie ludzka, mina przerażająca, a oczy? Czarno-czerwone.
Nie wiedziałem, co mam zrobić, serce mi stanęło, kim on był?
-Kim ty jesteś?
-Brata nie poznajesz?-spojrzał się da niego z żalem.
-Jack...
-CO JACK?! CO JACK?! Myślisz, że wypowiadanie mojego imienia coś zmnieni?
Jak tak to się mylisz!
-CO CI SIĘ STAŁO STARY?!
-NIE WIDAĆ?
-NO NIE ZA BARDZO!
To nie była rozmowa, to były krzyki.
-To ja Ci pokażę...-powiedział nagle bardzo, ale to bardzo spokojnym głosem.
Zbliżył się do mnie, złapał mocno za ramiona, pochylił się nad moim uchem i
powiedział:
-Boleć będzie, ale przeżyjesz.
Moje oczy momentalnie się powiększyły. W tedy to poczułem, ugryzł mnie, mój
brat mnie gryzie! Wbił mi się w szyje, na początku nie bolało, ale z czasem...
Moje oczy były całe czarne od rozszerzonej źrenicy, blask księżyca odbijał się
od falującej wody, szum wody mnie uspokajał do puki nie zacząłem przeraźliwie
jęczeć leżąc już na ziemi. Jack stał nade mną i wpatrywał się we mnie z
zadowoleniem, z łobuzerskim uśmiechem. Straciłem przytomność.
-Conor? Żyjesz? Bracie?-usłyszałem zagłuszony głos Jack'a.
Zerwałem się by usiąść.
-Co ty mi Ku*** zrobiłeś wczoraj?!
-Nie czujesz różnicy?
-Jakiej?
-Nie przeszkadza Ci to, że jesteś wampirem? Takim jak ja?
-Co?! Ja? Co? TY?!
-No to jeszcze się nie przemieniłeś do końca.
-Wytłumacz mi do cholery co tu się dzieje i co się stało z Charlotte?!
-Skoro tego pragniesz... Ostatniej nocy w Londynie, przed przylotem tu,
zniknąłem na kilka dni. Pamiętasz?
Pokiwałem tylko głową.
-No to wtedy, poprztykałem się z jakimiś kolesiami co znęcali się nad jakąś
laską. Pogryźli mnie trochę i się zamieniłem w to coś, jakoś sobie radziłem z
pragnieniem krwi, ale wczoraj nie wytrzymałem i ją zabiłem, ale zauważ, że
Ciebie nie zabiłem, bo Cię kocham braciszku. Ale ze mną jest coraz gorzej, nie
mogę już żyć między ludźmi, doprowadza mnie to do obłędu i boję się, że będzie
się to nasilać.-mówił to z takim smutkiem, że wiedziałem czemu mnie
'zamienił'. Nie chciał być sam.
-A z Charlotte-dokańczał swoją wypowiedź- to przez przypadek wyszło,
rozumiesz?
-Ymmm nie, jeszcze nie.Haha
-Jesteś pewnie na mnie wściekły jak nie wiem...-spuścił wzrok.
-No co ty... No w sumie trochę tak, ale rozumiem Cię. Teraz co robimy z
ciałem? Hymmm-a co miałem mu powiedzieć? Ze zrujnował mi życie? że muszę zejść
ze sceny, że musimy się odciąć od wszystkiego!?
-Serio? Boże! -nic więcej nie powiedział, tylko na szyje mi się rzucił.
-Dobra...-wstałem.
-Więc tak Jack, upozorujemy tak jakby morderstwo i porwanie.
...
Kilka dni później w radiu:
-Brytyjski Piosenkarz Conor Maynard, który wypłynął na rejs ze swoim bratem
Jack'iem i jego dziewczyną Charlotte Megan nie wrócili żywi na ląd. Dziewczynę
znaleziono zamordowana w jednym z pokoi, po chłopakach nie było ani śladu. Są
podejrzenia, że ktoś już tam na nich czekał i ich porwał, lecz nie ma żadnych
wieści od takowych porywaczy. Rodziny są oszołomione całą tą sytuacją. Gdyby
ktoś widział Conora lub Jack'a Maynard'a proszę się do nas zgłosić.
-Dobrze to wykombinowałeś.-powiedział do mnie brat.
-Czasem się przydaje haha.
-Ale co z rodzicami? Nie chce ich tak zostawić.
-Ja też nie...
-Może napiszmy do nich list.
-Będą się chcieli z nami zobaczyć.
-No to powiemy im, że teraz to nie jest możliwe, może później, gdy będziemy
umieli się opanować?
-W sumie-nie wiedziałem co robić, a to nie było takie głupie.
-No dobra-zgodziłem się.
Do rodziców.
Hej! To my! Jack i Conor. Tak naprawdę żyjemy, ale nie możemy się nikomu
pokazać, przynajmniej nie teraz. Mam nadzieje, że nam wybaczycie. Piszemy do
Was bo nie chcemy byście żyli w ciągłym strachu o Nas i wyczekiwali
jakiekolwiek wiadomości. Tylko proszę nie możecie powiedzieć nikomu o tym, że
jednak żyjemy i jesteśmy wolni, nic nam nie jest. Będziemy do Was pisać jak
tylko często się da.
Kochamy Was
Jack & Conor.
Droga Ann
To My! Pewnie rodzice powiedzieli Ci, że z nami jest wszystko dobrze i, że
masz się nie martwić? Teraz my to potwierdzamy. Z nami jest OK! I nie martw
się, nie zostawimy Cię, wrócimy po Ciebie niedługo. Proszę nie mów tego
nikomu, nawet rodzicom.
Całuski
Jack & Conor.
Do tego dołączyliśmy zdjęcia z datą, a listy sami podrzuciliśmy. Wkrótce media
przestały o nas mówić.
I jak Wam się podoba?
Jak macie jakieś pomysły na imagina piszcie do nas OK?
Wtedy będzie ich więcej :P
Ładne zdjęcie dodałaś
OdpowiedzUsuńEkIeRa
Hahaha xD i na tym się pozytywy skończyły :P nie umiem pisać z Happy Endem :P
UsuńA mi się baardzo imagin podobał. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać ,że na początku kiedy przeczytałam,że będzie to Conorze i Jacku jako wampirach to zniechęciłam się,no ale zaczęłam czytać i stwierdziłam,że imagin bardzo fajny jest i ciekawy.
Czekam na kolejny. :)
a wrócą jeszcze?? haha xD nie spodziewałam się po Tobie, że tak szybko nauczysz się tak fajnie pisać ;D puszczasz wodze wyobraźni ;D tylko tak dalej, a nawet żeby było jeszcze lepiej xD pozdro ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że lubisz wampiry :D. Świetny imagin, szkoda tylko że nez happy endu :P
OdpowiedzUsuń~Julia Maynard.<3