środa, 13 lutego 2013

Imagin Conor ^ ^


Taki tam imagin xD




Jesteś z Conor'em od jakiegoś roku. Przyjechałaś do niego do Nowego Yorku, ponieważ był w trasie i się stęskniłaś za nim. On o niczym nie wiedział, postanowiłaś, że zrobisz mu miłą niespodziankę, przynajmniej Ty tak sądziłaś.

Odnalazłaś hotel, w którym przebywał Twój ukochany. Bez problemu powiedzieli Ci w jakim pokoju znajduję się chłopak.
Weszłaś po schodach, stanęłaś przed drzwiami. Nie pukałaś, po prostu weszłaś.
Cichutko je zamknęłaś i poszłaś do sypialni.
Nie mogłaś uwierzyć własnym oczom. Nie wiedziałaś co masz zrobić, tak samo on...

-Ty chamie! Jak mogłeś mi to zrobić!-po tych słowach uciekłaś z tego pokoju, on pobiegł za Tobą. Twoje rzeczy stały na dole. Dorwał Cię przy drzwiach wyjściowych.
-Zostaw mnie!-krzyknęłaś gdy złapał Cię za rękę nie odwracając głowy w jego stronę. On milczał.
-Powiedziałam puść mnie!-wyszarpnęłaś mu się i wybiegłaś. Nie pobiegł za Tobą ponieważ był tylko w spodniach a na dworze padało, wrócił się do pokoju.

Szłaś nieznanymi uliczkami, przez nieznane miasto wśród obcych Ci kompletnie ludzi, wyrzucając sobie co zrobiłaś nie tak, że Ci to zrobił...
Nadal nie mogłaś uwierzyć, że Twój Conor Cię tak potraktował... Jak szmatę.
Nie rozglądając Cię zeszłaś z dobrze oświetlonych dróg, szłaś po między dwoma wielkimi blokami, w koło ani jednej żywej duszy. Przestraszyłaś się, chciałaś jak najszybciej uciec z tego miejsca, pobiegłaś przed siebie.
To był straszliwy błąd.
Skręcając przy końcu bloków zauważyłaś kilka postaci, natychmiastowo zmieniłaś kierunek i modliłaś się by Cię nie widzieli, ale...
-Ej! MAŁA! Stój!-zauważyli Cię, a nie chcieli by ktoś zauważył ich.
Zaczęłaś biec, lecz oni byli szybsi. Złapali Cię za kurtkę i pociągnęli do siebie z taką siłą, że upadłaś.
-Patrz, mała ma problemy z grawitacją! HAhaha- zaczęli się z Ciebie naśmiewać.
Nie odpyskiwałaś im, wiedziałaś, że to może się skończyć źle.
Widziałaś trójkę dorosłych, afroamerykańskich, łysych mężczyźni.
Jeden przykucną przed Tobą, głowę miałaś spuszczoną, nie chciałaś patrzeć na niego. Złapał Cię za twarz i zmusił do tego.
-No Mała... Wiesz, że widziałaś coś, czego nie powinnaś?-powiedział trzymając Cię nadal.
-Ja...jaa... nic nie widziałam.... tylko... ja tylko szłam-wyjąkałaś.
-Oj nie grzeczna dziewczynka... Trzeba będzie coś z Tobą zrobić.
-Dajcie mi odejść.
-Oj nie nie Maleńka, za dużo wiesz...
-Nic nie wiem.-łzy same napływały Ci do oczu, wiedziałaś, że nie jest dobrze.
-Zabierzcie ją-powiedział do towarzyszy i wstając puścił Cię.
Wstałaś, ale nie chciałaś iść z nimi, postanowiłaś uciec.
wyrwałaś się im z łap i pobiegłaś, nie przewidziałaś jednego.
Usłyszałaś huk, a zaraz za nim padłaś na ziemię. Postrzelili Cię, słyszałaś jak nadchodzą.
-EJ! Co tu się dzieje?!-znajomy głos rozproszył ich i uciekli jak małe dziewczynki. Ty czułaś się coraz gorzej, straciłaś przytomność.
Po 2 dniach, obudziłaś się w szpitalu. Poczułaś od razu, że ktoś trzema Cię za rękę. Spojrzałaś się na postać.
-Kochanie...Obudziłaś się.-powiedział to Conor, który był przy Tobie.
-Wyjdź...Słyszysz? Zostaw mnie.-nie chciałaś by on tu był, zranił Cię mocniej niż zrobili to tamci ludzie 2 noce temu.
Chłopak wstał i wyszedł, zaraz po nim weszła pielęgniarka.
-Jak się czujesz kochanie ?
-Źle... Wszystko mnie boli.
-To jest normalne, za 2-3 dni Ci przejdzie.
-Proszę Pani?
-Tak?
-A może mi Pani powiedzieć co się stało?- mówiłaś bardzo cichym i słabym głosem.
-Jakieś zbiry Cię postrzelili, lecz w samą porę zostaliśmy powiadomieni. Chwila dłużej, a mogłoby być z Tobą gorzej.-szła już w stronę drzwi.
-A jeszcze jedno...
-Tak?
-Kto mnie uratował?
-Ten młody chłopak, który stoi w korytarzu.
Pielęgniarka wyszła, a Ty spojrzałaś na korytarz.
Stał tam on, Conor, Twój, jak sądziłaś już były chłopak.
Spojrzałaś na niego ze świadomością, że uratował Ci życie.
Nie wiedziałaś, że tyle dobra i tyle zła może być w nim.
Po chwili popłakałaś się, nie wiedziałaś co myśleć. Ciśnienie Ci wskoczyło co spowodowało alarm u sióstr.
Conor jako pierwszy wszedł do Twojego pokoju, zaraz Ci się poprawiło.
Odwróciłaś wzrok w stronę okna.
-Słuchaj...Boże! Przepraszam Cie! Ja wiem, ja na prawdę wiem, że to jest nie do wybaczenia,że pewnie nigdy mi już nie zaufasz...-wypowiadał te słowa stojąc nad twoim łóżkiem.
-Ale proszę...Nie przekreślaj Nas!Proszę...
-Co?... Myślisz, że puścisz się z jakąś wywłoką, a ja Ci od razu wybaczę  Bo co ? Bo jesteś Conor Maynard?! Bo możesz mieć kogo zechcesz? Mylisz się.-chciałaś by wyszło to groźnie i tak wyszło...mówiłaś cicho i poważnie.
-Nie! To nie tak...To było przez przypadek!
-Przez przypadek zapomniałeś, że masz dziewczynę i postanowiłeś się zabawić z inną? Haha... Dobre!
-Daj mi powiedzieć jak było.
Nie odpowiadałaś nic, więc zaczął mówić.
-Była impreza, za dużo wypiłem i tak jakoś... Nawet nie wiesz ile bym dał by to cofnąć... Wiesz, że dla mnie liczysz się tylko Ty. Ty jesteś powodem, dla którego żyję, dla którego budzę się rano, dla którego oddycham.
Twój uśmiech, twoje oczy, twój głos. To są moje uzależnienia. Nie potrafię, nie mogę, nie chce! Żyć bez Ciebie.
-Mogę Cię o coś prosić?
-Jasne.
-Wyjdź.
I wyszedł, a Ty się rozpłakałaś, ale nie tak gwałtownie, że maszyny by zaczęły wariować, po prostu płakałaś.


Po 4 dniach wypisali Cię ze szpitala, wróciłaś do domu, do rodziców.
Opowiedziałaś im wszystko. Nie byli źli, cieszyli się, że ich córka jest cała i zdrowa.
Minęło kilka kolejnych dni.
Nie odzywałaś się do Conor'a, a on próbował już wszystkich rzeczy.
Nie mogłaś poradzić sobie z tymi wszystkimi emocjami. Był on dla Ciebie bardzo ważny. Kochałaś go. I nawet po tamtym nie przestałaś.
Odczytałaś ostatniego sms'a, którego Ci wysłał. Było w nim napisane, że jest już i siebie w domu i czeka tam na Ciebie.
Nie mieszkaliście daleko, kilka minut drogi autem.
Sama nie wiedziałaś czy pójść do niego czy nie.
Jednak poszłaś, poprosiłaś Tatę by Cię podwiózł do chłopaka.

Stoisz przed drzwiami. Choć masz klucze, dzwonisz dzwonkiem.
Drzwi się otwierają, a w nich Conor.
Bez zastanowienia rzuca Ci się na szyję i mocno obejmuje, lecz Ty nie reagujesz.
Wchodzicie do środka, nie siadasz, stoisz przed nim.
-Kocham Cię.-powiedziałaś bez uczuć.
-Nawet nie wiesz ile radości sprawiłaś mi tymi dwoma słowami.
Objął Cię, tak jakby nigdy więcej nie chciał Cię wypuścić z ramion.

Wybaczyłaś mu, ale nie zapomniałaś.



I jak? 

4 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba .... Zrobisz dzisiaj jeszcze jeden :) Ale dłuższy ja bardzo lubię czytać imaginy a twoje to najbardziej wielbię . Zrób proszę Cię zrób !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. mi też się bardzo podoba!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ... Tylko błagam nie pisz więcej takich imaginów bo nie chcę myśleć , że Conor jest zły :(

    OdpowiedzUsuń