Umówiłem się z Alice i z Edem na 18. Gdy wróciłem do domu
była już 17. Wziąłem szybki prysznic, grzywkę postawiłem na żel i wypsikałem
się moimi nowymi perfumami. Po chwili
siedziałem już w swoim porsche jadąc powrotem do szpitala. Szczerze? Naprawdę
przejąłem się losem tych dzieciaków! One są takie urocze! Muszę im pomóc i
spełnić chociaż kilka ich marzeń… Pierwszym krokiem w tę stronę będzie Ed.
Dałem mu już nawet swój numer, może do
mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy! Ed jest taki, taki słodki i uroczy,
nie da się go nie polubić, takich ludzi jak on kocha się od razu. Co bym dał,
gdyby mógł nagle wyzdrowieć… Czy ja o tak dużo proszę? Dziś nawet zacząłem się
o niego i o te dzieci modlić, może im choć trochę pomoże?
Równo o 18 byłem pod szpitalem. Było jeszcze jasno, pod
budynkiem zauważyłem już z daleka dwie postacie. Jedna wysoka, druga niska.
Obydwie szczupłe. Jedna miała długie włosy, a druga miała je bardzo krótkie.
Jedna sylwetka należała do Alice, zaś druga do Eda.
-Cześć! – wyskoczyłem szybko z auta i uścisnęłam się z Edem,
potem spojrzałem na Alice, jej oczy były takie cudowne, przepełnione miłością i
dobrocią, spontanicznie pocałowałem ją w policzek, ale chyba jej to nie
przeszkadzało.
-To co jedziemy?- zapytał z blaskiem w oczach Ed, a wzroku
dalej nie odrywał od samochodu.
-Co to za pytanie? Jasne, że tak!
-A gdzie usiądzie Alice, są tylko 2 miejsca…- zauważył
chłopczyk.
-Postoję i popatrzę. Chcesz mogę robić ci zdjęcia na
pamiątkę!
-Taaaaaaaaaaaak!- krzyknął szczęśliwy i przytulił się do
Alice. Po chwili byliśmy już w dwójkę w samochodzie. Rozmawialiśmy o
samochodach, sportach i o…o Alice.
-Podoba ci się Alice?- zapytał w pewnej chwili Ed.
-Eee …
-Wydaję mi się, że ty się jej podobasz! Ciągle o tobie gada
i gada… Ech i to na okrągło o tym samym, jaki ty dobry jesteś, że dasz te
pieniądze naszemu hospicjum.- zaśmiałem się nerwowo. Z tą kasą wcale nie będzie
tak łatwo…
Po jakiejś godzinie jazd po całym Londynie wróciliśmy do hospicjum.
Alice szybko wszyła z budynku i zaczęła robić nam zdjęcia, potem ja robiłem je
jej i młodemu, a potem Ed robił mi i Alice. Było bardzo fajnie i zabawnie!
-No młody, pora wziąć leki i spać.- zabawę przerwała nam
nagle Alice. Było już po 20.
Odprowadziliśmy Eda do jego sali, pożegnaliśmy go i
wyszliśmy razem z budynku.
-Odwieźć cię?
-Gdybyś mógł to jasne. – odpowiedziała niemal błyskawicznie
Alice.
-Nigdy nie jechałam takim drogim samochodem…- stwierdziła.
-No widzisz, spełniam nie tylko marzenia swoje, ale wszystkich dookoła.
-Taa jesteś wielki! Ile ty kurcze musisz zarabiać!? Kupujesz
sobie takie auto, a drugą połowę takiego
auta dajesz na hospicjum!- znowu tylko zaśmiałem się nerwowo, co można było
wyczuć na odległość.
-Coś jest nie tak? To przez to, że pokłóciłeś się z tym
Tomem?
-Nie… chociaż w sumie tak, ale nie do końca.
-To o co chodzi? Mi możesz się wyżalić.- uśmiechnęła się tak
słodko, a ja poczułem że mogłem jej zaufać.
-Bo z tą moją kasą, to wcale nie jest tak jak myślisz…
-To jak? Nic z tego nie rozumiem…
-Chciałem kupić to auto od dawna, długo zbierałem na nie
kasę, dałem na nie zaliczkę i zamówiłem wszystkie dodatki. Potem zadzwonił Tom,
że muszę dać kasę na hospicjum…
-No i w czym problem?
-Bo musiałem zrezygnować z auta, a dość spora zaliczka miała
przepaść…
-A nie mogłeś wziąć auta na kredyt?
-Nie, nie mogłem…
-Wiec jak kupiłeś samochód.
-Miałem z niego zrezygnować, ale napiłem się…
-I go kupiłeś…- dokończyła.
-Taaa jestem idiotą i to spłukanym idiotą, który nie ma już
kasy na hospicjum…
-O Boże! I co teraz zrobisz? Przecież podpisaliście już te
coś i w ogóle! I obiecałeś to dzieciom… Jak mogłeś im to obiecać!? A Ed… a
reszta dzieciaków!? Przecież one na ciebie liczą!
-Wtedy ich jeszcze nie znałem…
-To niczego nie zmienia!
-Byłem pijany…
-To nie jest żadne wytłumaczenie, jesteś egoistą i tyle… -
wzięła głęboki oddech.- I co teraz zrobisz?
-Na pewno nie sprzedam auta, ale uda mi się zebrać tą kasę,
nie martw się.
-No nie byłabym taka pewna… No, ale powodzenia ci życzę. Tu
jest mój dom, dziękuję.- wysiadła.- Cześć.- i poszła do swojego bloku.
Odprowadziłem ją wzrokiem i odjechałem. Czeka mnie teraz bardzo trudny okres…
W domu dużo nad tym myślałem, aż w końcu zadzwoniłem do
Toma.
-Musimy się spotkać.
-Kiedy?
-Teraz.
-Jest przed północą! Śpij, a nie ludzi budzisz… Tylko nie
mów, że znów piłeś…
-Nie! Nie piłem! Mam pomysł, który musimy szybko wykonać.
Przecież pieniądze same do nas nie przyjdą!
-Masz już jakiś konkretny pomysł?
-Tak!
-Będę za 5 minut.- Czasami współczułem dla mojego menagera,
który często grał tez rolę moich rodziców, przyjaciela, a nawet psychologa… Ta
praca kosztuje go wielu wyrzeczeń i za pewne nieprzespanych nocy, kiedy
rozmyślał jak naprawić błędy, które ja popełniłem… Często brał też moją winę na
siebie i on za to obrywał… Był niezastąpiony, chociaż nigdy mu tego nie
powiedziałem. Ale on wie, że bez niego nie dałbym rady i nie osiągnąłbym
niczego.. Tak… muszę mu kiedyś za to wszystko jakoś podziękować!
W końcu działa blogger yeah! :D
ten blog to cud,miód i orzeszki tak jak Conor Maynard <33333 ;*****
OdpowiedzUsuń