środa, 16 kwietnia 2014

WIELKI POWRÓT!

Cześć :) Wróciłam, po równym tygodniu jestem z nowymi siłami i chyba nowymi pomysłami :) Żeby się mi tylko one szybko nie skończyły :D

Macie tu taki tam imagin, pierwszy napisany od jakiegoś czasu :D 

Ostatnio moje życie zmieniło się o 180stopni. Jeszcze rok temu gdyby ktoś powiedział mi, że to wszystko się tak potoczy – wyśmiałbym go. Naprawdę! Kto by się spodziewał, że zwykły chłopak z jednej z dzielnic Brightonu może stać się nagle rozpoznawalny na każdej ulicy niemal całego świata! Z jednej strony wszystko stało się prostsze, łatwiejsze, zrozumialsze. Nawet gdy pójdę do klubu ustawia się za mną cała kolejka ładnych dziewczyn. Nie mam teraz z tym kłopotu, a rok temu? Kto chciał się umówić z chłopakiem z niemożliwymi do spełnienia marzeniami, no kto? Nikt. Ale ja się nie poddawałem i dobrze postąpiłem.
Ale jest też druga strona medalu. To, że zawsze blisko mnie są moje fanki, to że nawet nie mogę pójść spokojnie na spacer… to jest naprawdę męczące. A najgorsze jest to, że nie zawsze można korzystać z wyżej wymienionych zalet sławy. Jak umówisz się z jakąś fanką, będzie mówić o tym cały świat, powiedzą że jesteś kobieciarzem, flirciarzem, że gustujesz w starszych lub młodszych, określą jaki jest twój typ idealnej kobiety, a jak nie będziesz się z żadną umawiać < też tak bywa> posądzą, że jesteś gejem… Świat jest dziwny. Masz też określone pewne zasady, co musisz robić a czego nie możesz. Musisz np. koncertować, nie opuszczać prób, nagrywać płyty, dbać o fanów i od czasu do czasu przeznaczyć coś na jakąś akcję charytatywną.

Czasem wolałbym cofnąć czas, rzucić to wszystko i być tym zwykłym, starym Conorem, którego nikt nie znał oprócz ludzi z mojego miasta…  
Ale na szczęście częściej jestem pozytywnie do tego wszystkiego nastawiony, choć często jest więcej wad niż zalet. Ale przecież kocham śpiewać, a jeżeli ktoś chce mi jeszcze za to płacić?- żyć nie umierać.
Jednak dziś, jest jeden tych z negatywnych dni…  Zbliża się kolejna akcja charytatywna. Nie żebym nie lubił pomagać ludziom, którym nie powiodło się tak jak mi albo chorym, nie, to nie chodzi o to. Po prostu… może jestem egoistą, ale ja na te pieniądze ciężko pracuję, a teraz każą mi je oddać… I to całkiem pokaźną sumkę, którą chciałem przeznaczyć na coś zupełnie innego…
-Conor! Nie bądź takim egoisto. Proszę zastanów się! Zarobisz drugie tyle przez jakiś czas, a oni tego potrzebują! – powiedział mój menager, Tom, który jest dobrym człowiekiem, czasem za dobrym. Taki ideał jakich mało.
-A tak w ogóle na co idą te pieniądze?
-Dałem ci broszurę…
-Aaaa… taaa…. dobra …wiem…!
-Conor, nawet tego nie przejrzałeś? – spojrzał na mnie i wszystko wiedział.- Niczego tak nie osiągniesz… Wyrośniesz na samoluba, który nie widzi nic oprócz czubka swojego nosa… Nawet nieszczęścia małych dzieci… One muszą leżeć w szpitalu, chore, niektórym zostało kilka tygodni życia, a ty nie chcesz ich im umilić, bo zbierasz na porsche!? – wyszedł trzaskając drzwiami.
-Tom! Czekaj.- wybiegłem za nim.
-Czego?
-A może zrobimy teraz jakąś licytacje, jakiejś mojej rzeczy, a ja dam im te pieniądze potem? Przecież dałem już zaliczkę… Szkoda będzie jak przepadnie…- pokręcił tylko głową, machnął ręką i odszedł.
-No co? – mruknąłem pod nosem i wróciłem do domu. Wskoczyłem na łóżko i odpaliłem laptopa. Włączyłem fotki auta, które już za kilka dni miałoby być moje.
Coś w mojej głowie mówiło mi: Conor idioto, ty chcesz mieć lepsze auto, a te dzieci leżą tam takie biedne, chore, zamknięte w czterech ścianach… Te dzieci pewnie nigdy na oczy nie widziały takiego samochodu…
Ale z drugiej strony coś podpowiadało mi, że czemu mam rezygnować z kasy i z samochodu, na którym sam ciężko zapracowałem…
- Co jest ze mną nie tak!?- krzyknąłem i rzuciłem poduszką, dlaczego nie mogę poświęcić tego samochodu dla tych dzieci!? A te wewnętrzne głosy mnie dobijają… Chyba coś we mnie w końcu pękło.
Wygrzebałem z kosza tą broszurę, pierwsze co zauważyłem to: „Hospicjum tęcza. Pomóż dzieciom spełnić ich ostatnie marzenia...”  Chyba nie chcę już tego samochodu…
-Tom?- zadzwoniłem do niego. – Chcę dać te pieniądze dla tych dzieci.
-A a te porsche?
-Chcę pomóc dzieciom.
-Jesteś pewien?
-Tak, dzwoń do nich, jutro chcę tam pójść.
-Nie rozmyślisz się?
-Za kogo ty mnie uważasz?
-Za dzieciaka, którym jesteś. Przykro, taka prawda. Nie zawiedź mnie młody. Cześć.
Dam radę, pomogę spełnić marzenia tym dzieciakom! Tego mi teraz trzeba!
-Cześć stary!- dzwonił Jack.
-No hej! Co chcesz?
-Czy ja muszę od razu czegoś chcieć?
-Yhy…
-Co tam u ciebie bracie ty mój najukochańszy?
-Jedyny twój brat to i najukochańszy…
-No co ty gadasz! Ja bym dla ciebie wszystko zrobił, jakbyś chciał pożyczyć kasę to też bym ci pożyczył. Wiesz o tym, prawda?
-Ile chcesz?
-Dwa tysiaki by mi spokojnie wystarczyły…
-DWA TYSIĄCE!?
-No, stać cię.
-Stary ja nawet porsche kupić nie mogę, a ty chcesz dwa tysiące… Serio?
-Co ty gadasz? Serio? Czemu!?
-Muszę oddać kasę na jakąś akcje charytatywną, wiesz chore dzieci, ich marzenia i tak dalej.
-Ale ty głupi jesteś! A nie możesz kupić sobie samochodu i dać im coś innego? Nie wiem wziąć ich na koncert.
-Nie, nie mogę. Już postanowione…
-Ale ty się dobry zrobiłeś...Taki wspaniałomyślny!  Ale dasz mi tą kasę?
-Jak chcesz to mogę przelać ci na konto dwie stówki..
-Tylko? No dobra, dam radę. No to dzięki brat, ale zastanów się jeszcze nad tym co ci mówiłem.
-Cześć.- rozłączyłem się.
Tylko odłożyłem telefon, znów ktoś zadzwonił.
-Dobry.
-Dzień dobry. Czy dodzwoniłem się do Conora Maynarda?
-Tak, to ja. A w jakiej sprawie pan dzwoni?
-Dał pan zaliczkę za porsche. Jest już gotowe, opony i wszystko zrobione tak, jak pan sobie życzył.
-Ach.. tak! Tylko tu mamy mały problem…
-Coś się stało?
-Nie, znaczy tak, znaczy… nie mogę kupić tego samochodu!
-Dlaczego? Wszystko jest gotowe! Może pan nawet teraz po niego przyjechać! Nawet zrobiliśmy te skórzane fotele!
-Taa głupio wyszło… Przepraszam, nie mogę.
-Rozumiem…
-No to…
-A jeżeli zniżył bym panu cenę? Przecież taki klient jak pan rzadko się trafia! Powiedzmy… Skóra i wszystkie dodatki będą gratis!- kolejny atut bycia sławnym.
-Sam nie wiem.. Obiecałem coś komuś… Ale…
-To jak?

-Przemyślę to i oddzwonię.
No i jak myślicie? Conor kupi auto czy odda pieniądze dzieciom? Trochę nam się chłopak pogubił :D 

1 komentarz:

  1. Prawdziwy Conor pomógł by dzieciom ^^. Chociaż nie wiem czy ten dzisiejszy.. bo troche nam się zmienił.. ~Nikola

    OdpowiedzUsuń