Chciałam bardzo podziękować tym blogom:
za nominację do Liebser Award :D
Czuję się zaszczycona ^_^ , jednakże ja
nie będę brać w tym udziału, nie wiem jak dziewczyny :D Na pytania bym chętnie
odpowiedziała, ale ostatnio nie czytam żadnych blogów, a te co czytałam albo
się skończyły albo ktoś przestał je pisać.. :( Więc nie widzę sensu w tym,
żebym odpowiadała na te pytania, skoro nikogo nie nominuję :( Ale jakby ktoś
bardzo chciał, zawsze mogę na nie odpowiedzieć :D
Chyba dzięki tym nominacjom wczoaj mieliśmy tyle wejść :D Taka miła niespodzianka :) Wgl wczoraj był cały dzień pełen niespodzianek :D Dziękuje wszystkim :)
W piątek jadę na cały dzień na zakupy, więc pewnie niczego nie dodam, w sobotę mam urodzinki, w niedzielę pewnie będę miała gości... Nowego postu spodziewajcie się w poniedziałek, nawet jeżeli wcześniej będą 2 nowe komentarze :D
Imagin (miał być jedno part, ale nie miałam czasu dopisać... ale ja nieczasowa i leniwa! :( ) :D
-Conor! Gdzie ty kurcze jesteś!? Czekam na ciebie już pół
godziny!
Jest rano, a ta dzwoni, budzi mnie i jeszcze się drze!
-Jak czekasz pół godziny? Na co? Na mnie?- gadałem coś bez
sensu, czego byłem całkiem świadomy. Nie umiałem zmotywować mojego mózgu do
myślenia.
-Jest po dwunastej!
-Po której? Nie możliwe…- spojrzałem na zegarek. A jednak… -Za 5 minut będę!
-Jak masz zamiar tak szybko po mnie przyjechać? Zanim po
mnie przyjedziesz i wrócimy do Londynu to galerię pozamykają…
-Dobra, mała przyjadę najszybciej jak się da!
Za kilka dni szkoła, miałem zabrać swoją siostrę na większe
zakupy do Londynu z tej okazji. Sami wiecie, ubrania, książki, jakieś przybory
szkolne. Jak dobrze, że ja mam to już za
sobą!
Zapewne wiecie też, jak szybko człowiek potrafi się ogarnąć,
gdy ma do tego odpowiednią motywację. Myślę, że wyrobiłem się w 10 minut, kto
wie, może jeszcze z jakimś zapasem?
Kilka minut później byłem już w samochodzie. Jechałem do
Brighton, mojego rodzinnego miasta. Jak ja je kochałem! Pędziłem tam na zabicie,
tym bardziej, że Annie na mnie czekała… Powinienem być tam pół godziny temu! A
ja dopiero tam jadę… Nie jestem perfekcyjnym bratem... Ale ta wczorajsza
impreza!
Impreza. Właśnie, wszystko jej wina! Zorganizowałem imprezę
u siebie. Trwała prawie do trzeciej w nocy! Potem zrozumiałem, że to dziś jest
ten dzień, w którym przyjeżdża moja siostra, która jest niemalże pedantką w
sprawach czystości domu… Sprzątałem więc z kumplem, który nie był pijany <
tak jak i ja, po alkoholu nie kieruję! A na pewno nie jadę w tak daleką
trasę…> do czwartej. Zanim się położyłem i usnąłem, założę się, że była już
piąta… Nie ma bata, nie można się wyspać od piątej do dwunastej… A przynajmniej
ja nie umiem po tak krótkim śnie normalnie funkcjonować.
Jechałem kilkupasmową autostradą, która była dziwnie pusta.
Naprawdę mało samochodów jak na jedną z głównych dróg w Anglii, zawsze były korki,
a tu takie pustki…
Postanowiłem przyśpieszyć, gdy nagle jakiś facet wyjechał przede
mnie kabrioletem.
Szybko zwolniłem i skręciłem w bok, aby uniknąć stłuczki.
Muszę dodać, że jechałem bardzo szybko.
***
Byłem w jakimś bardzo dziwnym miejscu. Leżałem na okropnie
niewygodnym łożu, ( bo normalnym łóżkiem bym tego nie nazwał) i przypięty byłem
do czegoś, w rodzaju kroplówki, tyle tylko, że ta kroplówka była zielona.
Spojrzałem w lewo i nie wierzyłem własnym oczom. Przetarłem
je więc raz, drugi raz, trzeci, czwarty i mógłbym tak w nieskończoność, ale
obraz, który dalej widziałem, nie ulegał zmianie.
-Aaaaaaaa!- wydarłem się jak mała dziewczynka. Tyle tylko,
że nie jestem pewny jednego, ja byłem bardziej wystraszony, czy te coś!?
Te coś, nie było człowiekiem. Obstawiałem, że był to jakiś
szalony doktorek, któremu coś się nie udało i wygląda jak wygląda. A jak
wygląda? Jednym słowem masakra… Jakby ryba, która wygląda jak człowiek…
Chwila… Co ja tu robię!?
Zerwałem się, żeby stąd jak najszybciej uciec, ale
zatrzymały mnie kable, do których byłem poprzepinany. Odczepiłem więc je ( co
nie było wcale łatwe, bo ręce mi się trzęsły ze strachu ) i jak najszybciej
uciekłem z domu dziwnego stwora… Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie biegłem!
Przykucnąłem, wykończony biegiem i wciągałem tutejsze,
czyste powietrze, które pochłaniało jakby jakimś ciastem, więc gdzieś pewnie
niedaleko ktoś mieszka… Muszę się spytać, gdzie ja jestem.
Teraz, gdy odpocząłem zacząłem się rozglądać. Zaraz… Czy
niebo jest czerwone? W tv mówili, że ma wybuchnąć jakiś wulkan, ale żeby niebo
było czerwone!? Dziwne rzeczy się tu
dzieją, a ja dalej nie wiem gdzie ja tak właściwie jestem.
Zapach ciasta wydawał być się przestronny, jakby z każdej strony nim pachniało. Musiałbym
być naprawdę blisko tego smakołyku , ale nigdzie nie wiedziałem żadnego
wypieku, ani żadnego miasteczka.
Chwyciłem do swojej tylniej kieszeni spodni, gdzie zawsze
trzymałem komórkę, ale tam jej nie było.
-Pewnie ten dziwny gościu mi ją ukradł… A może ja już nie
żyję? Pamiętam tylko, że przywaliłem w coś samochodem. – uszczypnąłem się.-
Czuję ból, chyba żyję… Ale co ja tu robię!!??
Krzyczałem i czekałem na odpowiedź, chociaż wiedziałem, że
nikt tego nie słyszy… Trudno idę gdzieś… o tam!
Pokazałem palcem w prawo i poszedłem nucąc sobie swoją
piosenkę pod nosem. Potem moje nucenie przeobraziło się w śpiew i to w dość
donośny śpiew. Nie lubiłem cicho śpiewać, a dzięki temu, że byłem zajęty nie
myślałem o tym, gdzie jestem i co tu robię. Same korzyści!
Nagle usłyszałem jakiś szelest. Zatrzymałem się, żeby
zlokalizować, skąd on dobiega. I właśnie wtedy coś osunęło się z drzewa i
zawisło na jednej z gałęzi, przede mną.
-Ładnie śpiewasz, wiesz?- te Coś, które swoim ogonem było
zaczepione o gałąź uśmiechnęło się do mnie szeroko.
-Kim jesteś? – powiedziałem czujnie, pilnując czy nic się na
mnie nie czai z tyłu.
-Ja?
-Tak, ty.
-Jestem Fish.
Jak te imię do niej idealnie do niej pasowało… Ciekawe czemu
ktoś ją tak nazwał… Dziewczynka wyglądała na jakieś 6 lat, miała długie blond
włosy, spięte w dwa kucyki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wyglądała
jak ryba z ogonem w kształcie człowieka. Może to córka tego doktorka!?
-A gdzie my jesteśmy?
-Jak to gdzie? Jesteś taki zabawny! – dziewczynka/ rybka,
jak to Coś nazywać? :O może po prostu Fish, więc Fish była najwyraźniej pod
wielkim wrażeniem mojej, jakże skromnej osoby.
-Normalnie! Gdzie jesteśmy!?- krzyknąłem. Nie panowałem nad
sobą, byłem podenerwowany i przestraszony.
-Jesteśmy na Fishplanet… - teraz się mnie chyba
przestraszyła.
-Przepraszam.- postanowiłem się poprawić, była jedyną osobą,
która mogła mi wytłumaczyć, gdzie ja jestem.- A wyjaśnisz mi, gdzie to jest?
-To jest niewielka planeta! Jak widzisz niebo jest tu
czerwone, woda zielona i wszędzie tak ładnie pachnie, ale niestety nie wiem
czym.
-Okey. A jak daleko to jest od Ziemi?
-Nie pamiętam… Wiem tylko, że tam mieszkają ci dziwni ludzie
podobni do ciebie. Jesteś ludziem?
-Tak, jestem człowiekiem… Zaprowadzisz mnie do jakiejś
wioski?
-Tak. Mój tata jest władcą tej planety. Jest tak jakby
królem. Zrządzi wszystkim i wszystkimi. Każdy się go boi, ale ja nie muszę.
-Szczęściara z ciebie…- jęknąłem.
-Nie bój się, jesteś moim nowym przyjacielem, a mój tata nic
nie robi moim przyjaciołom!
Jakie pocieszenie…- pomyślałem, ale przemilczałem to i
podążałem za swoją małą przewodniczką, która mi o wszystkim opowiadała.
W końcu doszliśmy do jakiejś wioski. Fish powiedziała, że to
jedna z wielu osad, a jej ojciec rządzi wszystkimi osadami, a jest ich dużo!
-To jest moja osada. A tam jest mój domek!- wskazała na
zamek, który wyglądał na taki z średniowiecza. Z reszto wszystko wyglądało tu
jak z tej właśnie epoki, tylko że medycyna była na dużo wyższym poziomie, może
nawet na wyższym niż na Ziemi w teraźniejszych czasach. Z tego co mówiła mała
był tu też prąd i technologia na bardzo wysokim poziomie. Normalnie bomba!
Wolicie, żebym tu dodała resztę czy w nowym poście? Tylko, że dodam to najprawdopodobniej dopiero w poniedziałek....
2 komentarze = nowy post
Fajne =D
OdpowiedzUsuń