(4 linijki bezsensownej gadaniny, czyli czemu mnie nie było)
Wybaczcie, że tak długo mnie nie było, ale wszystkie konkursy zabrały mi każdą minutę wolnego czasu i moje życie polegało na "wstać o 6:00, do szkoły na kółko i lekcje, potem do domu, do lekcji i o 22 spać". Zero czasu wolnego i stres to jedna, wielka masakra.
Ale teraz już chciałabym przejść do imagina, którego dawno nie było, więc podam wam tutaj linki do poprzednich części:
______________________
Dotarło to do mnie dopiero po chwili. Tej nocy nie całowałam żadnej dziewczyny.
Odbiegłam od niej (niego) i zaraz znalazłam Conora przy basenowym mini barku.
- Hej, [T.I.]! Jak się bawisz? - zapytał z wielkim uśmiechem na twarzy (na kilometr widać było, że wypił już kilka, jeżeli nie kilkanaście kieliszków).
- Dobrze, ale spotkałam taką ładną dziewczynę... - i zaczęłam mu opowiadać wszystko, co przeżyłam tej nocy. Chłopak słuchał, co jakiś czas parskając śmiechem. - I tak oto pierwszy raz pocałowałam transwestytę - zakończyłam swoją długą opowieść.
- Serio?! - odezwał się po chwili milczenia. - I wcale nie zauważyłaś, że to był facet?
- W ogóle - pokręciłam głową.
- Jak to jest? - zapytał nagle.
- Co jest?
- Jak to jest całować się z facetem - powiedział spokojnie, chociaż w jego oczach zauważyłam iskierki zwiastujące szalony pomysł.
- Eee... - zaczęłam, ale Conor nie dał mi dokończyć, ponieważ wpił się w moje wargi z taką zachłannością, o jaką nigdy bym go nie podejrzewała.
Nie przerwałam pocałunku, ba, nawet nie odepchnęłam chłopaka. Sprawiało mi to bardzo dziwną radość, z której nie do końca byłam zadowolona.
Nagle oderwał usta, a szczęście zniknęło.
Chłopak uśmiechał się bardzo szeroko i na pewno był szczęśliwy jakby gwiazdka przyszła kilka miesięcy wcześniej.
- Teraz już wiesz - wyszeptał, resztkami sił próbując oczyścić głos z nadmiernej ilości emocji, a ja poczułam, że także szczerzę się do niego jak głupia.
***
Impreza trwała i trwała i chyba wszyscy goście zażyli ekstazę z krasnoludka, oprócz mnie i Conora.
Po prostu siedzieliśmy, gadaliśmy, jak w każdy sobotni, spokojny weekend.
Ludzie obok nas wariowali, nagie dziewczyny wskakiwały do basenu... A ja miałam to wszystko gdzieś. Liczył się tylko on.
***
Trzecia nad ranem. Ktoś wskoczył na dmuchany zamek, a ktoś inny wywołał mały pożar drzewa przy garażu.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić.
To chyba już koniec imprezy.
Nagle kumpel Conora, którego imienia, oczywiście, zapomniałam, wrzasnął z megafonu:
- Dzięki za przyjście na imprezę roku!
Cały tłum odwrócił się w jego stronę i zaczęli wykrzykiwać (chyba) jego imię.
Zapewne facet czuł się magicznie, ale tylko przez chwilę, ponieważ tłum kontynuował wędrówkę do samochodów. Odjeżdżali wolno, po kolei, ale, kiedy zrobiło się luźniej, gwałtownie przyspieszali. Będą przynajmniej trzy auta do kasacji.
***
Czwarta rano. Czułam się śpiąca, otumaniona i byłam padnięta jak nigdy przedtem. Lekko oparłam głowę o ramię Conora, a on pogładził moje włosy.
- To już koniec? - zapytałam sennym głosem.
- To dopiero początek - wyszeptał patrząc się na wschód słońca. Myślami był gdzieś daleko, ale na pewno nie tutaj.
- Co? - nie zrozumiałam do końca, o co mu chodziło.
Nagle przeszył mnie wzrokiem, jakby czegoś szukał.
- Nic, [T.I], już nic - westchnął. - To była szalona noc. Zasługujesz na sen - po tych słowach moje powieki zrobiły się strasznie ciężkie i wszystko powoli odpłynęło.
Twoje imaginy są boskie <3. Uwielbiam je czytać ;D. Kiedy będzie kolejna część???
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZajebiste, czekam na więcej
OdpowiedzUsuń