wtorek, 3 grudnia 2013

Miks pomysłów cz. 6

Minęło zaledwie dziesięć dni i wszystko dobrze się ułożyło.
Z Dianą nie utrzymywałam kontaktu, za to z Conorem...
Hm... Chyba byliśmy razem. 
Nie mam pojęcia, jakim cudem moje życie zmieniło się tak szybko. Gdyby ktoś powiedział mi, że teraz będę mieć kogoś nowego i to będzie chłopak, uznałabym go za totalnego wariata.
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. 
Pięknie. Mamy dwudziesty pierwszy wiek (i godzinę szóstą nad ranem!), a ludzie nadal nie potrafią korzystać z dzwonka, tylko psują innym osobom kawał wyrzeźbionej deski.
- Proszę! - krzyknęłam z najdalszego miejsca w domu, mojego pokoju.
- [T.I], gdzie jesteś? - zapytał Conor donośnie.
Niby małe mieszkanko, a tyle trzeba się nakrzyczeć... - przemknęło mi przez głowę.
- A jak sądzisz? - westchnęłam. - Jak poszukasz, to znajdziesz.
- Okej, już idę - odpowiedział i chwilę później znalazł się w moim pokoju. 
- Nie wiem, jak ty to robisz, ale chyba masz jakiś zmysł specjalnie przeznaczony do odnajdywania ludzi - stwierdziłam z uśmiechem.
Conor nie zareagował. Normalnie, powiedziałby, że jest wyjątkowy, ale teraz stał skamieniały gapiąc się na mnie. 
- Co...? - zaczęłam, ale chwilę później zrozumiałam, o co mu chodziło. 
Zapomniałam, że jestem w samej bieliźnie.
Założyłam szlafrok i chłopak nagle wybudził się z transu.
- Tak to już jest, jak przychodzisz do mnie o szóstej - syknęłam odrobinę zła.
- To będę od dzisiaj przychodził o piątej - wyszczerzył się, a ja mimowolnie odwzajemniłam uśmiech.

***

- Scena pierwsza, ujęcie drugie! - wrzasnął reżyser na planie. 
Conor wpadł dzisiaj tak rano, żeby zabrać mnie na plan swojego nowego teledysku. Oczywiście, nie ja grałam jego teledyskową dziewczynę, a jakaś aktorka, która była okropnie wredna dla wszystkich z produkcji, a w szczególności dla chłopaka.
Cały dzień przesiedziałam na krzesełku obok jednego z kamerzystów, oglądając zmagania Conora z "suką numer jeden", która grała jednak perfekcyjnie.
Przy każdym zbliżeniu z nią, chłopak nie wytrzymywał i okropnie się krzywił. Najlepiej odgrywał jedynie sceny, kiedy jej nie było. 
Wnioski nasuwały się same.
Najgorszą scenę powtarzali ponad siedem razy i słyszałam, jak Conor, w przerwach od kręcenia, marudził coś pod nosem w stylu: "Czemu [T.I.] nie może zagrać".
Nagle zastępca reżysera wyprosił, a raczej wyrzucił mnie z planu, pod pretekstem, że "rozpraszam całą ekipę". Tak po prostu, właściwie bez powodu. 
W ostatniej sekundzie spojrzałam na chłopaka. Wykłócał się z "suką numer jeden", o coś, co robiła źle.
Moment później znalazłam się poza planem, przy wejściu do budynku. 
Wracać tam? Mowy nie ma.
Dzwonić do Conora? Odpada. 
Ostatnim (i najbardziej rozsądnym) rozwiązaniem był powrót do domu. 
Powlokłam się na parking, żeby odnaleźć swój samochód, ale przypomiałam sobie, że chłopak mnie przywiózł. 
Taksówka. Wydana kupa kasy i po dwudziestu minutach stałam już w swoich drzwiach. 
Spojrzałam na komórkę. Dziesięć nieodebranych połączeń od Conora. W końcu się zorientował. Próbowałam oddzwonić, ale tym razem on nie odbierał, więc zwyczajnie dałam spokój. Ma teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Weszłam do kuchni i zaczęłam robić sobie kolację. 
Kromka chleba, kawałek szynki i ciepła herbata, niby nic nadzwyczajnego, ale czułam się, jakbym jadła kamienie. 
Cały czas stawała mi przed oczami ta najgorsza scena. Conor nad nią, ona pod nim...
Zazdrosna?
Tak, chyba tak.
_____________________________

Nie będę ukrywać, że w następnej części planuję scenkę +18 i tu mam pytanie do Was: chcecie, żeby opis był całkiem lekki i tzw. "włożył, wyciągnął, wyszeptał kocham cię", czy "pojechać po całości"? ;)

6 komentarzy: