poniedziałek, 3 marca 2014

imagin cz 4

Kontynuacja tego imagina KLIK Było trochę przerwy, miałam już to napisane, ale jak wiecie usunęło się i pisałam od nowa i trochę pozmieniałam. Teraz jest dłuższy :D

Siedziałem obok niej na stołku. Trzymałem ją za rękę. Czekałem aż się wybudzi i próbowałem powstrzymać łzy. Podobno chłopaki nie płaczą, to nie prawda. W takich momentach po prostu się nie da inaczej… Jednak ja musiałem być silny, bo wiedziałem, że ona na mnie liczy i że może obudzić się w każdej chwili.
Leżała uśpiona już jakiś czas. Była cała poobijana, blada i wiedziałem, że teraz jest bez nogi… Nie widziałem tego, bo była nakryta kołdro, ale wiedziałem, że obcięli jej ją… Tego już nie da się zmienić. Boję się jak (T.I.) na to zareaguje… Niby się zgodziła na operację, ale przecież z jakim trudem!? A teraz nie ma nogi aż do kolana… Życie nie jest sprawiedliwe… Chciałbym, żeby była zdrowa, a ja leżał tu nieprzytomny.
Nagle poczułem lekki uścisk w moją dłoń, tak jakby ktoś mnie ścisnął, ale naprawdę bardzo delikatnie. Spojrzałem na swoją dłoń, a po chwili na (T.I.). Obudziła się i próbowała coś powiedzieć, jednak słyszałem jedynie niewyraźny szept. Nie miała siły.
-Jestem przy tobie kochanie.- uśmiechnąłem się do niej i pogłaskałem ją po policzku. Po chwili zrozumiałem jej szept.
-Piiiić…
Więc przyniosłem jej trochę wody, dałem się napić i pobiegłem do lekarza powiedzieć, że się wybudziła.
Lekarz przyszedł spytał się o samopoczucie i wyszedł, nie mówiąc nic o nodze. Widziałem, ona chciała się go o to spytać, na pewno! Ale chyba jednak przerażała ją odpowiedź, którą mogła usłyszeć.
-Oni obcięli mi to nogę? – powiedziała obojętnie, gdy tylko zamknęły się drzwi. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Myślałem, że będzie to bardzo przeżywać, a ona się pyta o to tak… tak jakby to jej nie obchodziło, jakby nic wielkiego się nie stało. Pokiwałem tylko lekko głową.
-Ale… Ale ja ją nadal czuję…- głos jej się załamał… w tej chwili wszystkie jej nadzieje legły w gruzach.
*** Oczami (T.I.)***
-Ja ją naprawdę czuję! Całą, tak jakbym ją nadal miała! Kłamiesz! – wiedziałam, że to prawda, ale to dalej do mnie nie dochodziło… Przecież sama podpisałam zgodę… A Conor nadal milczał. Dla niego było to tak samo trudne jak i dla mnie… Spróbowałam wstać, ale mi to nie wyszło. -  Pomóż mi się podnieść.
-Po co?
-Chcę to zobaczyć!
-Co?
-Nogę… A raczej chcę zobaczyć to czego już nie ma… Ale czemu ja ją nadal czuję!? To takie głupie uczucie… Czuję coś czego już nie ma… Muszę to zobaczyć… Proszę… - chciało mi się płakać, ale nie mogłam. Nie odzyskałam jeszcze sił po operacji, czułam się jeszcze senna. Ale mówienie nie sprawiało mi już kłopotów.
-Jasne… Pomogę ci.- po chwili już siedziałam na łóżku.
Bałam się odsłonić kołdrę, ale w końcu dałam radę. I wtedy coś we mnie pękło. Rozpłakałam się, to może nawet za mało powiedziane. Wpadłam w histerię… Cała się trzęsłam, łzy spływały strumieniami. Ja naprawdę nie miałam nogi! Do tej pory miałam jeszcze nadzieje… Teraz pozostała tylko rozpacz…
-Nie płacz. Proszę. – Conor płakał już razem ze mną.
-Wyjdź! Proszę wyjdź!
-Nie
-IDŹ! Nie chcę żebyś oglądał mnie w takim stanie… Teraz będziesz ze mną tylko z litości! Jak taka gwiazda będzie się pokazywać z kaleką!
-Ale ja cię kocham! Nie liczy się czy masz nogę czy nie… Po prostu! Kocham cię!!!
-WYJDŹ! – warknęłam. Sama siebie nie poznawałam. Chciałam, żeby ze mną był. Ale z drugiej strony chciałam zapaść się pod ziemie. Conorowi prędzej czy później znudzi się opiekowanie kaleką…
-Za kogo ty mnie uważasz? – westchnął i wyszedł. Było mi go tak bardzo szkoda… Kochał mnie a ja go raniłam. Ale naprawdę nie chciałam by ktoś mnie wtedy widział…
Nakryłam się kołdrą i położyłam się. Nie chciałam na to patrzeć ani o tym myśleć. Ale przed oczami miałam cały czas ten sam widok. Byłam załamana i wyczerpana. Nie miałam sił już nawet płakać, jednak łzy i tak pojedynczo spływały po moich policzkach…
A gdy obudziłam się stał nade mną lekarz, który próbował mnie obudzić.
-Ale pani nas nastraszyła…
-A co się stało?
-Spała pani cały dzień… Pani rodzice myśleli już o najgorszym… Mogę ich zawołać, jeśli pani będzie chciała.
-Tak, niech wejdą… Ale bez Conora.
-Pokłóciliście się?
-W pewnym sensie…
-On bardzo panią kocha… - uśmiechnęłam się.
-Wiem… Ja go też i dlatego nie chcę być dla niego ciężarem…
-Ale…- chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował po chwili.- Mam jeszcze pytanie. Czy chciałaby pani z kimś porozmawiać o tym co teraz dzieje się w pani życiu.
-Z psychiatrą? NIE.
-Z psychologiem. To się naprawdę pani przyda… - z moją głową jest jeszcze wszystko w porządku…
-Nie. Niech pan zawoła rodziców.
-Bez Conora?
-Tak.
Lekarz wyszedł z sali. Dokładnie słyszałam jak wołał moich rodziców. Conor najprawdopodobniej też chciał do mnie wejść, ale lekarz złapał go za ramię i powiedział:
-Kazała zawołać tylko rodziców, nie pozwoliła panu wejść…
-Ale czemu!? – jego krzyk przepełniał żal i wściekłość.
-Niech pan tu lepiej zostanie…
Rodzice weszli do mojej sali, a Conor patrzył się na mnie przez szybę, a jego oczy mówiły wszystko co teraz czuł. Starałam się na niego nie patrzeć, jednak przez kilka pierwszych sekund nie wychodziło mi to. Ale gdy zaczęłam rozmawiać z rodzicami, szybko zapomniałam, że nie mogłam oderwać od niego oczu.
-Czemu nie chcesz wpuścić tu Conora? – zapytała w końcu mama. Te pytanie gnębiło ją za pewne od dłuższego czasu, ale chyba bała się zapytać.
-Nie chcę, żeby widział mnie w takim stanie…
-On ciebie kocha.- powiedziała z przekonaniem.
-Prędzej czy później znudzi mu się opiekowanie kaleką. – powtarzałam uparcie tak jakbym sama sobie chciała to wmówić.
-Mylisz się… On zrobi dla ciebie wszystko.
-Zrobiłby wszystko do póki byłam zdrowa, piękna i miałam 2 nogi! Mogłam się z nim pokazywać na galach, robili nam razem zdjęcia. I było cacy! Teraz nie będzie! Będzie się mnie wstydził!
-Czemu tak mówisz? Skąd to możesz wiedzieć? Spójrz na niego jak przez ciebie cierpi! I jeszcze myśli, że twój wypadek to jego wina…
Teraz mnie przytkało. Przecież to tylko i wyłącznie była moja wina… A on się za wszystko obwiniał. Teraz zrozumiałam jak musiał się czuć. Myśli, że jego dziewczyna miała wypadek przez niego. Straciła nogę – przez niego. Nie chce się do niego odzywać i go wiedzieć – również przez niego. Wszystko układało się w logiczną całość, dlaczego cierpiał chyba nawet gorzej ode mnie. Wiedziałam, że muszę z nim pogadać. Powiedzieć, że to wszystko to nie jego wina. Tylko moja. To ja jestem tak uparta. Zaczęłam znowu płakać, co w ciągu ostatnich godzin było u mnie normą. Albo płakałam albo spałam. I tak cały czas.
-Nie płacz… - wtuliłam się w mamę jak małe dziecko.- Porozmawiaj z nim…
-Muszę… Ale się boję…
-Czego?
-Że on mnie nie będzie teraz chciał. Tak cholernie się boję…
Mama nawet nie zwróciła mi uwagi, że przeklęłam, co normalnie nie wyszłoby mi na sucho, tylko przytuliła mnie mocniej. Chyba mnie rozumiała…
Spojrzałam czy przy oknie dalej stoi Conor. Jednak już go tam nie było…  Było mi jeszcze bardziej smutno, tak bardzo go zraniłam.
-Muszę z nim pogadać. Znajdziesz go?- mama spojrzała na korytarz, nie było go.
-Jasne.

Jednak po kilku minutach wróciła. Nigdzie nie mogła go znaleźć, a na dodatek chłopak nie odbierał telefonu… Teraz bałam się o niego jeszcze bardziej… I to nie o to, że mnie zostawi, tylko o to, że sobie coś przeze mnie zrobi… Przecież to nie przez niego miałam ten głupi wypadek!
_________________________________

To miała być ostatnia część, jednak postanowiłam trochę to pokomplikować, żeby było trochę dłuższe. Mam nadzieje, że mimo tych komplikacji i braku happy endu ( ale niedługo na pewno będzie :D najwyraźniej  już w następnej części :) ) będziecie to czytać/komentować/ i czekać na następną część :)
Powodzenia jutro w szkole kochani :3 

3 komentarze:

  1. Proooooosze dodaj szybko następną część!! Nie mogę się doczekać! Wczułam się, hehs :3 ~Nikola

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to ! Ma być happy end ! bo nie rozwyje i nie bedę czytać :D ... szantaż ^^ xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo, płakać mi sie chce :)

    OdpowiedzUsuń