poniedziałek, 8 lipca 2013

Imagin cz.2/5

Cz.II.
Wstałaś wcześnie rano, choć z trudem usnęłaś bardzo późno w nocy. Założyłaś dziś biały t-shirt, na niego czarną basebolówkę, a do tego
czarne rurki i czarne koturny. Rozpuściłaś włosy i od razu jak tylko zjadłaś śniadanie i wyszykowałaś się, wybiegłaś przed dom i czekałaś.
Nie wiesz czemu to robiłaś, miałaś nadzieję, że Conor Cię złapie po drodze. Jednak uznałaś to za głupi pomysł i poszłaś sama do szkoły.
Po drodze spotkałaś Mike'a, z którym szedł Jack.
- Słuchaj, [T.I.], chcieliśmy Cię przeprosić. A głównie Jack.
- No słucham.
- Przepraszam, że wkurzyłem się na Ciebie, to nie Twoja wina...
- A ja Cię przepraszam, że Ci dogadywałem. To się więcej nie powtórzy.
- W porządku. To jak teraz pójdziemy do szkoły razem, to nic nie powiesz?
- Nic a nic. Aaa... Conor kazał Ci powiedzieć, że dziś go nie będzie w szkole. Nie wiedziałem, że się znacie. A tak w ogóle to po co Ci kazał to
powiedzieć?
- Hmmm... Nie wiem...
- Przyznaj się, spotykacie się!
- Oszalałeś? Conor jest starszy i w ogóle... Myślisz, że to by wyszło? - zaczęłaś protestować, ale ciekawiło Cię co ma do powiedzienia jego
brat na wasz temat.
- Nie jest aż tak strasznie starszy. Ejj czemu mnie pytasz czy by wyszło? Przyznaj się, on Ci się podoba!
W odpowiedzi na to zaczerwieniłaś się, a Mike patrzył na Ciebie zdziwiony, a jego mina strasznie Cię krępowała.
- Wiedziałem... I pewnie się spotykacie. Jestem tego pewny. Wczoraj zniknął na cały wieczór, to gdzie mógł się podziewać? Na pewno spotkał
się z Tobą, u chłopaków go nie było!
- Nie prawda! - wybuchnęłaś ze złością. Nie wiedziałaś, czemu zaprzeczyłaś... Pomyślałaś, że gdyby Conor chciał, żeby chłopaki wiedzieli, to
by im powiedział, ale tego nie zrobił. - A poza tym to nie Twoja sprawa z kim się umawiamy albo co robimy w wolnym czasie.
- To co, możesz mi powiedzieć, że nie jesteście razem?
- Nie, nie jesteśmy... - zrobiło Ci się przykro, ponieważ to akurat była prawda. Pomimo tego, że całowałaś się z Conorem, nie było mowy, że
jesteście razem. Resztę drogi zastanawiałaś się, co naprawdę łączy Cię z Conorem. Całowaliście się, ale czy to oznacza, że jesteście razem?
Ta myśl nie dawała Ci spokoju... Musiałaś z nim koniecznie porozmawiać, niestety dzisiaj nie masz na co liczyć, żeby się z nim zobaczyć.
Lekcje w szkole mijały Ci bardzo powolnie, wciąż tylko odliczałaś czas do wyjścia ze szkoły. Kiedy już doczekałaś się tej chwili, pobiegłaś
szybko do domu tak, aby po drodze nie spotkać się z Jack'iem. Siedząc w swoim pokoju, nie wiedziałaś co zrobić. Nagle usłyszałaś dzwonek
do drzwi. Od razu zerwałaś się na równe nogi i pobiegłaś na dół. Miałaś nadzieję, że to będzie Conor. I faktycznie to był on.
- Cześć, [T.I.], nie przeszłabyś się ze mną? Musimy pogadać...
- Oho. Coś czuję, że to nie będzie miły spacer...
Conor uśmiechnął się, a Ty zaczęłaś się ubierać i wyszłaś. Jak tylko zeszłaś po schodach, Conor złapał Cię za rękę.
- Tym razem mogę? - spytał, uśmiechając się do Ciebie, a Ty to odwzajmniłaś.
- Możesz.
Szliście ulicą w milczeniu, aż doszliście do parku. Wtedy Conor usiadł z Tobą na ławce, obejmując Cię ramieniem.
- To o czym chciałeś rozmawiać? - spytałaś zaciekawiona. Conor westchnął i zasmucił się.
- Oho, coś czuję że lepiej było nie pytać...
- To nie tak. Bo... ja Cię bardzo kocham, ale boje się, że chłopaki tego nie zaakceptują...
- No to co? Ważniejsze jest dla Ciebie ich zdanie ode mnie?
- Nie, to nie tak! Bo nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała... Nie chcę Cię narazić na przykrości z ich strony.
- Conor, nie obchodzi mnie co oni powiedzą! Kocham Cię i nic tego nie zmieni.
Conor nic Ci nie odpowiedział, jedynie uśmiechnął się, po czym od razu posmutniał. Wstał, wziął Cię za rękę i kazał iść ze sobą. Nie wiedziałaś
o co mu chodzi. Szliście w ciszy, a Conor coraz bardziej ściskał Twoją rękę. Doszliście pod drzewo nad rzeką, gdy Conor stanął przed Tobą:
- [T.I.], musisz wiedzieć, że jeszcze nigdy w życiu nikogo tak bardzo nie kochałem i nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiała.
- Conor, czy Ty oszalałeś? Dzięki Tobie wczoraj pierwszy raz w życiu byłam naprawdę szczęśliwa, a Ty mówisz, że nie chcesz, żebym przez
Ciebie cierpiała?
- Jak chłopaki się dowiedzą, to nie dadzą Ci żyć.. A ja nie chcę, żeby ktoś Ci sprawiał przykrość, szczególnie z mojego powodu. Po prostu...
Nie chcę żebyś cierpiała.
- Nie chcesz? A teraz to co ma być? Wiesz, jak Twoje słowa bolą?! Bo co, bo się mnie wstydzisz przed chłopakami? Nie możesz powiedzieć
prawdy, że Ci się odwidziało czy coś? Tylko kłamiesz, że nie chcesz, żebym cierpiała?
- Czy Ty nic nie rozumiesz? Chcę dla Ciebie jak najlepiej!
- I zostawiasz mnie?
- Wybacz mi... Tak będzie dla Ciebie najlepiej.
- Dla mnie czy dla Ciebie? - Conor nic Ci nie odpowiedział, a jedynie spuścił wzrok w trawę i przestępował z nogi na nogę.
- Świetnie. Było o tym pomyśleć, zanim mnie wczoraj pocałowałeś... - w tej chwili nie wytrzymałaś i rozpłakałaś się. Odwróciłaś się od chłopaka
i chciałaś odejść, ale on złapał Cię za rękę i przyciągnął do Ciebie. Gdy zbliżał swoją głowę do Twojej, aby Cię pocałować, lunął deszcz. Ale to
mu nie przeszkadzało i całował Cię dalej.
- Kocham Cię, [T.I.].
- Ja Ciebie też, ale już nic nie mów. - wasze usta znów złączyły się w pocałunku, a po was spływały krople deszczu. Był to Twój najdłuższy
i najpiękniejszy pocałunek w życiu.
- Nie chcę Cię stracić.
- To nie pozwól mi odejść.
Byliście teraz do siebie mocno przytuleni. Przed oczami mieliście piękny krajobraz.
- [T.I.]...
- Tak?
- Wiem, że to trochę za szybko, ale... czy będziesz moją dziewczyną?
Spojrzałaś na niego z iskierkami w oczach i wieszając się mu na szyi zaczęłaś piszczeć.
- To oznacza, że tak?
- Tak, głuptasie!
Ponownie złączyliście swoje wargi w pocałunku i wróciliście, cali mokrzy, za rękę do domu. Pod Twoim domem Conor ostatni raz pocałował
Cię i czekał, aż wejdziesz do domu, a potem poszedł do siebie.
                                                           by Miśka :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz